poniedziałek, 30 czerwca 2014

Czerwcowy stosik!

Czerwcowy stosik w porównaniu z poprzednimi miesiącami jest malutki, ale to jest przepiękny! Popatrzcie tylko na te cudowności:


Pierwsze pięć książeczek to egzemplarze recenzyjne. 19 razy Katherine Johna Greena otrzymałam od portalu literatura.juventum. Jak widać, jestem w trakcie czytania, więc recenzja pojawi się już niedługo. Dalej Echa pamięci(od agencji AIM Media), Osobliwy dom pani Peregrine(od wydawnictwa Media Rodzina) oraz Morza szept i Boy 7(obie od wydawnictwa Dreams). Następne pozycje to już zakupy własne i jeden prezent od rodziców. Zabłądziłam kupiłam sobie w ramach poprawy humoru, a Wystarczy, że jesteś w promocyjnej cenie w matrasie, po seansie Gwiazd naszych wina.  Przeczytałam już, niedługo recenzja. Morze spokoju to prezent od rodziców za wygranie konkursu, a Motyla kupiłam sobie w promocji w biedronce.

A jak Wasze stosiki? Znacie coś, polecacie z mojego?

niedziela, 29 czerwca 2014

083. NIEZWYKŁA WĘDRÓWKA HAROLDA FRY






Tytuł: Niezwykła wędrówka Harolda Fry
Autor: Rachel Joyce
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: Znak











Nigdy nie jest za późno, żeby próbować zmienić swoje życie, a przy okazji los innych. Nie ma żadnych ograniczeń, aby być szczęśliwym, trzeba tylko zacząć walczyć, pokonać przeciwności, nawet gdy myślimy, że nie mamy już nic… Każde miejsce, każdy czas jest dobry, żeby zacząć walczyć o szczęście.

Harold i Maureen Fry są małżeństwem od czterdziestu pięciu lat. Mieszkają w niewielkim domku i wiodą spokojne życie, jednak ich małżeństwo nie jest zbyt szczęśliwe. Pewnego dnia do Harolda przychodzi list od Queenie, która niegdyś z nim pracowała i zrobiła dla niego coś bardzo dobrego. Kobieta przekazuje mu wiadomość, że ma raka i niedługo umrze. Poruszony mężczyzna najpierw wysyła telegram, a później wyrusza do niej pieszo. Queenie zrobiła dla niego coś pięknego, więc postanawia dla niej przebyć ponad 600 mil na nogach. A przy okazji ma szansę uporządkować swoje życie…

Tak długo, jak będę szedł, ona musi żyć…

Do książki na początku podchodziłam z rezerwą, nie byłam do niej przekonana. Kilka miesięcy leżała na półce, a ja ciągle odkładałam ją na później. W końcu postanowiłam zaufać przyjaciółce, której książka bardzo się podoba. Spodobała się i mnie! „Niezwykła wędrówka Harolda Fry” może nie wyróżnia się szczególnie wśród innych, ale  to naprawdę piękna i wzruszająca historia.
Piękna, wzruszająca i dająca nadzieję. Nadzieję na to, że nigdy nie jest za późno, żeby zmienić swoje życie. Nadzieję na to, że początek może zdarzyć się więcej niż raz i to na różne sposoby. W piękny sposób uświadamia, że nawet jeśli myślimy, że na miłość jest już za późno i przestaniemy jej szukać, to ona i tak nas znajdzie. Historia Harolda pokazuje, że jeśli mamy wiarę, to mamy wszystko, czego potrzebujemy.

Tu nie chodzi o lekarstwa i wszystkie te rzeczy. Musi pan wierzyć, że tej osobie może się poprawić. Jest tak wiele rzeczy w ludzkim umyśle, których nie rozumiemy. Ale wie pan, jeżeli ma pan wiarę, może pan zrobić wszystko.

Mimo uroku, cudownego zakończenia i wspaniałego przesłania, w książce jest kilka zgrzytów. Niektóre momenty mnie nużyły, ale zawsze po nich nadchodziły takie, które wynagradzały chwile nudy, szczególnie zakończenie, które było przepiękne. Drugim mankamentem powieści okazał się nieco irytujący bohater, jednak można się od niego wiele nauczyć. Moje serduszko poruszyła jego odwaga, a także to, że potrafił przyznać się do własnych błędów.
„Niezwykła wędrówka Harolda Fry” to naprawdę dobra pozycja. Bardzo się cieszę, że mogłam ją przeczytać, a także czego się nauczyć. Bo Harold nauczył mnie, że nigdy nie jest za późno, żeby cieszyć się życiem i być szczęśliwym. Szczęście to taki wspaniały cud, który nie ma ani terminu przydatności, ani ograniczeń wiekowych.
Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum!

sobota, 28 czerwca 2014

Czerwcowe cuda!

Cuda miesiąca, czyli coś nowego! W comiesięcznych postach będę opowiadać o cudach, które wydarzyły się podczas całego miesiąca <3 

1. Najpierw piosenka. Ta piosenka jest cudem.
2. Wczorajszy dzień był prawdziwym cudem. Piękne zakończenie roku, super akademia - gala gimtorów. Ja otrzymałam Gimtora Pozytywnie Szalonej Osoby. Podczas czytania wstępu miałam łzy w oczach, ponieważ powiedzieli, że jedni się jej boją, a drudzy kochają, ale nie da się jej nie lubić i jest zawsze radosna. To było przepiękne. Później pożegnanie z klasą, wiele ciepłych słów. Wspaniałe popołudnie i piękny wieczór. Czego chcieć więcej?
3. Ekranizacja Gwiazd naszych wina była piękna i cudowna. Więcej o filmie tutaj.
4. Relacja z moimi młodszymi siostrami jest bogata w cudy, bo mam wrażenie, że bardzo się poprawiła.
5. Spotkanie ze Szmarti. Dowód na to, że kilometry to tylko liczby.

6. Wieczór uwielbienia w Lubińcu. To był niesamowity wieczór. Cudownie było śpiewać tyle cudownych piosenek, poprzytulać się, pośmiać się i porozmawiać. Posłuchacie sami, jakie to piękne.
7. Spełniło się moje wielkie marzenie. Zostałam laureatem! Może nie była to olimpiada czy konkurs przedmiotowy, tylko finał diecezjalnego konkursu o naszym świętym Janie Pawle II, ale jest to dowód na to, że Bóg spełnia wszystkie nasze marzenia.
8. A jak już jesteśmy przy marzeniach to umrę ze świadomością, że dostałam 6 z fizyki! Cud nad cudami :D
9. Na bardzo długi czas zapomniałam o moim Aniele Stróżu. Bardzo długo musiał na mnie czekać. Ale ani razu nie dał mi odczuć, że spóźniłam się na to spotkanie. Anioł Stróż jest naprawdę super!
10. Nasza wspólnota na każdym spotkaniu jest coraz bogatsza w cudy!
11. Powinnam to napisać we dwójeczce, ale lepiej późno niż wcale. Moja klasa w gimnazjum była prawdziwym cudem. Mimo że dopiero w tym roku szkolnym tak naprawdę się zgraliśmy, mimo że się sprzeczaliśmy i kłóciliśmy, mimo że wiele razy doprowadzili mnie do łez, to ZAWSZE potrafiliśmy sobie wybaczyć i mimo wszystko staraliśmy się być razem. Rozśmieszaliśmy się do łez, przekładaliśmy sprawdziany i wygrywaliśmy prawie każdy konkurs. Dziękuję, że ze mną wytrzymaliście i zaakceptowaliście mnie z moją burzą emocji, moimi krzykami i moim nieogarnięciem. KOCHANA IIIB.
12. Rekolekcje królestwa były prawdziwym cudem. Mogłabym o nich pisać i pisać. W skrócie: dużo pięknej modlitwy, wspaniałych ludzi, przytulania, pięknych słów, radości...
13. Cudem było przetrwanie kryzysu i radość mimo wszystko.
14. I usłyszałam wiele wspaniałych, ciepłych i pięknych słów, które wywołały łzy w oczach i sprawiły, że w moim serduszka pojawiło się dużo ciepła.
15. I jeszcze ta piosenka <3

A jak Wasze czerwcowe cuda?
Pięknego weekendu, do napisania! <3






piątek, 27 czerwca 2014

O najlepszej ekranizacji tego roku…

Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się o ekranizacji jednej z najpiękniejszych książek, które miałam okazję przeczytać. Był 18 grudnia. Środa. 15 dni po moim spotkaniu z tą historią. 171 dni przez dniem, w którym to wbiegłam spóźniona na salę kinową, usiadłam w dziesiątym rzędzie i zaczęłam oglądać… Muszę przyznać, że warto było czekać.

„Gwiazd naszych wina” to historia miłości szesnastoletniej, śmiertelnie chorej na raka Hazel Grace Lancaster i Augustusa Watersa, który zamiast nogi ma protezę. To historia, którą pokochałam od pierwszej strony, która jest czymś więcej niż kolejną cukierkowatą i przesłodzoną młodzieżówką, przy której śmiałam się i płakałam jednocześnie. To historia, która wywołała we mnie wielkie obrażenia w duszy i w sercu. Wielkie i piękne.



Długo odliczałam dni do premiery filmu „Gwiazd naszych wina”. Kilka dni przed tym wyczekiwanym dniem zaczęłam się obawiać, że może nie włożono wystarczającej ilości pracy w produkcję tego filmu, że wyjdzie słabo lub że ekranizacja zostanie zniszczona przez wulgarność czy taniość. Ale wystarczyło kilka minut na sali kinowej i już wiedziałam, że moje obawy były bezpodstawne. W ekranizację włożono nie tylko wiele pracy, ale również mnóstwo serca…

To było naprawdę przepiękne. Niesamowicie romantyczne, znakomite, wspaniałe, zapierające dech w piersiach i niezwykłe. Wzruszające, sprawiające, że po policzkach płyną łzy, że nie możesz przestać się śmiać (także jednocześnie). I bardzo, ale to bardzo warte obejrzenia.


Idealnie dobrani aktorzy, którzy wypadli niesamowicie prawdziwie. Naturalność, urok i ciepło ich relacji, burza emocji, przepiękna muzyka… Jeszcze nigdy na sali kinowej nie czułam jak w niebie. Życie nie musi być idealne, ale są idealne chwile. Jak te 125 minut spędzonych na sali kinowej.

Jedne nieskończoności są większe od innych, ale nieskończoność puszczania tego filmu w kinach będzie mniejsza. Dlatego czym prędzej udajcie się na seans (po wcześniejszym zapoznaniem się z książką!), bo naprawdę warto – to najlepsza ekranizacja tego roku. A właściwie to najlepsza ekranizacja mojego życia.


Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum!

czwartek, 26 czerwca 2014

082. SZEPTUCHA






Tytuł: Szeptucha
Autor: Iwona Menzel
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: MG












W zagubionych wśród nadbiebrzańskich bagien Waniuszkach modlitwą i ziołami leczy się stara Oleszczukowa. Kiedy niespodziewanie umiera, wieś oczekuje od jej wnuczki Oleny, że będzie kontynuowała rodzinną tradycję. Olena rezygnuje z marzeń o studiach medycznych i zostaje wioskową szeptuchą.

Życie w Waniuszkach wciąż jeszcze opiera się na niewzruszonym fundamencie zasad, tradycji i Słowa Bożego. Wszystko ma tam swój ład, ludzie czynią to, co do nich należy, każdy wie, gdzie jest jego miejsce. Jednak nawet i do Waniuszek nieuchronnie nadciąga nowe. Legenda o tajemniczym pustelniku, który na uroczysku Łojmy zbierał popsute lalki i przybijał je do drzew, sprowadza znanego filmowca z Warszawy, Alka Litwina. Olena znajduje w Alku przyjaciela i powiernika, z którym może się podzielić sekretami swojej sztuki i najskrytszymi myślami. Po raz pierwszy w życiu nie czuje się samotna...*

Najpierw spodobała mi się okładka... A później już nic. Chyba jedynie to, że książka się skończyła. Wtedy miałam ochotę zatańczyć taniec radości. Poczułam wielką ulgę, że ta męka się skończyła.

Na około piętnastej stronie uznałam, że książka jest słaba. A później z każdą stroną było tylko gorzej. A głupotą bohaterów po prostu nie umiałam się nadziwić. Naprawdę, podobno jestem człowiekiem dobrym i delikatnym, ale podczas czytania moje myśli odbiegały do lekcji historii, na których pani opowiadała nam o średniowiecznych torturach... Miałam ochotę coś zniszczyć, czymś rzucić, a nawet zrobić komuś krzywdę.

Sztuczne dialogi, idiotyzmy na prawie każdej stronie, niezbyt przyjemne pióro autorki, niesmaczne sytuacje, przekleństwa... I ta ironia... Beznadziejna i chora. Nie poczułam żadnego klimatu, żadnej magii Podlasia, tylko zgorszenie, zgorszenie i jeszcze raz zgorszenie.

Nie mogę znaleźć żadnej zalety tej książki. Dopiero niedawno odzyskałam wiarę w polskich pisarzy, ale po książce pani Menzel znowu trudne będzie mi się przekonać do autorów, z którymi wcześniej styczności nie miałam. Czytanie tej książki było prawdziwą męką, więc polecam Wam omijać Szeptuchę szerokim łukiem, żeby nie przeżywać tego co ja.

* - pochodzi z okładki
Za książkę dziękuję serdecznie wydawnictwu MG!


wtorek, 24 czerwca 2014

081. BOY 7






Tytuł: Boy 7
Autor: Mirjam Mous
Liczba stron: 248
Wydawnictwo: Dreams











Nastoletni chłopak budzi się na rozgrzanej przez słońce łące i dosłownie nic nie pamięta - nie zna swojego imienia, nie ma pojęcia, jak się tutaj znalazł i gdzie mieszka, a także nie wie, komu może zaufać. Dysponuje jedynie plecakiem z kilkoma osobistymi rzeczami. Czy to wystarczy, aby rozwiązać zagadkę? Czy uda mu się odkryć kim jest? 

Rzadko zdarza mi się sięgać po ten typ lektury, ale tym razem się skusiłam i okazało się, że było warto. Na rynku wydawniczym pojawiło się już tyle książek, tyle pomysłów zostało wyczerpanych, ale wyobraźnia ludzka nie zna granic i pojawiają się nowe, nietuzinkowe i bardzo oryginalne książki, takie jak Boy 7.

Książkę czyta się bardzo szybko. W powieści nie ma miejsca na niezrozumiała fabułę czy nużącą akcję. Boy 7 bardzo mnie wciągnął, chciałam jak najszybciej poznać rozwiązanie zagadki. Rzadko zdarza mi się przeczytać książkę jednego dnia, jednak w tym przypadku było inaczej.

Muszę też wspomnieć o tym, że książka została bardzo ładnie wydana. Okładka może i jest czarno biała, ale wyróżnia się na tle innych, a czerwony napis przyciąga wzrok. Podoba mi się też dosyć gruby papier, na jakim została wydana książka. Cieszę się, że wydawnictwo Dreams przykłada się do swojej pracy. A Boy 7 to jedna z lepszych książek wydawanych przez to wydawnictwo.

W książce jest jeden wątek, który wypada naprawdę dobrze. Boy 7 jest dowodem na to, że dobra książka nie musi mieć ich dziesięciu. Jakość, nie ilość, kochani, to się liczy. A do tego mamy jeszcze świetnie wykreowanych bohaterów i genialną intrygę.

Książka bardzo mi się spodobała, choć może nie znajdzie się na liście tych, które pamiętać będę do końca życia. Szkoda, że tak szybko się skończyła, bo chwile z nią spędzone wspominam naprawdę miło. Póki o niej nie zapomnę, wspominać będę bardzo dobrze!

Za książkę dziękuję wydawnictwu Dreams! 

niedziela, 22 czerwca 2014

080. DROGA DO ZAPOMNIENIA






Tytuł: Droga do zapomnienia
Autor: Eric Lomax
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Znak










Wiele razy słyszałam, że człowiek najpiękniejszy jest wtedy, kiedy przebacza. Wiele razy słyszałam, że jest drogą dwukierunkową, bo ilekroć przebaczamy komuś, przebaczamy również samemu sobie. Wiele razy słyszałam, że przebaczenie to najpiękniejszy dar, że jest uśmiechem miłości, że nie wybaczyć – to wybrać cierpienie. To naprawdę świetnie brzmi i można by napisać wiele pięknych słów o przebaczaniu. Czasami jednak trudno te słowa wcielić w życie i podążyć drogą do przebaczenia, która jest pełna przeszkód. Ale warta tych cierpień…

W książce Droga do zapomnienia Eric Lomax opisuje swój wstrząsający pobyt w japońskim obozie jenieckim podczas II wojny światowej. Żył tam w nieludzkich warunkach, był głodzony, poniżany i torturowany. Mimo tego, że odbierano mu tam resztki człowieczeństwa i godności, Lomax nie poddał się. Po dwóch latach życia w tym piekle został przeniesiony do szpitala, w którym został do końca wojny. Wszystkie cierpienia odcisnęły piętno na Lomaxie i jego dalszym życiu. Wiele lat po zakończeniu wojny spotyka się ze swoim oprawcą. Czy będzie miał siłę mu wybaczyć? A może postanowi się zemścić? Tylko czy to coś da?

Trudno mi ocenić tę książkę pod względem literackim. Trudno mi w ogóle cokolwiek napisać o tej książce, ponieważ podczas czytania o pobycie Lomaxa w obozie zamilkłam. Po raz kolejny doświadczyłam tego, że milczenie zapada wtedy, gdy krzywdy nie da się opisać.

Droga do zapomnienia jest przepiękna lekcją wybaczenia. Tak często trudno jest wybaczyć zwykłą błahostkę, a co dopiero torturowanie i poniżanie. Historia Lomaxa pokazuje, że kiedyś w końcu trzeba przestać nienawidzić. Przebaczenie jest trudny procesem, ale przebaczając, tracimy tylko jedno: to, co krzywdziciel jest nam dłużny. A zyskujemy tak wiele!

Jest to książka nie tylko o wojnie, ale także o piętnie, jakie odcisnęła w życiu tych, którzy ją przetrwali. Lomax nie potrafił rozmawiać o tym, co przeżył, do końca życia towarzyszyły mu wspomnienia z piekła. I nikt nie był w stanie mu pomóc, bo nikt nie przeżył tego razem z nim, nikt nie potrafił tego zrozumieć. Po zakończeniu lektury naszła mnie refleksja, że Eric Lomax wcale nie jest autorem tej książki. Napisało ją życie…

Serdecznie zachęcam do przeczytania Drogi do zapomnienia. Myślę, że książka przypadnie do gustu także czytelnikom, którzy nie przepadają za literaturą związaną z wojną. Jest to historia pełna bólu i cierpienia mężczyzny, który w końcu, dzięki przebaczeniu, otrzymał nowe serce. Dlatego jeśli chcemy być szczęśliwi na tym świecie, uczmy się przebaczać.

Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum!

czwartek, 19 czerwca 2014

Książka za uśmiech, czyli konkurs!

Kochani!
Wczoraj na fanpage napisałam, że na blogu niedługo pojawią się dwie niespodzianki. I oto jest pierwsza! Zapraszam do wzięcia udziału w konkursie!


W konkursie do wygrania są dwie książki:
Prowincja pełna czarów Katarzyny Enerlich i Na szczęście mleko... Neila Gaimana.

Żeby wziąć udział w konkursie należy tylko dodać komentarz, w którym wyrazisz chęć wzięcia udziału w konkursie, podasz swój e-mail kontaktowy, tytuł książki, którą chciał(a)byś mieć i napiszesz, dlaczego ostatnio się uśmiechnąłeś(aś). A później nie przegapisz okazji do uśmiechnięcia się do drugiej osoby :) 
Nie obrażę się też, jeśli rozgłosisz gdzieś konkurs. 

Konkurs trwa do 30 czerwca. Zwycięzcy zostaną wybrani przez losowanie. 

Zapraszam do udziału i życzę powodzenia! 



środa, 18 czerwca 2014

079. RYWALKI




Tytuł: Rywalki
Autor: Kiera Cass
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: Jaguar

Jeśli twoje życie naprawdę stanęło na głowie, to znaczy, że ona musi gdzieś tu być. Prawdziwa miłość zwykle jest okropnie niewygodna.








Książkę zapragnęłam przeczytać od razu, gdy się o niej dowiedziałam. Opis fabuły wprawdzie oryginalnością nie grzeszył, no ale przecież to księżniczki! Która z dziewczyn nie marzyła o tym, żeby zostać księżniczką? Mnie od dziecka cechował straszny, chroniczny i, jak się okazuje, nieuleczalny romantyzm, dlatego od zawsze wyczekiwałam na mojego księcia z bajki, który zabierze mnie do zamku. Wychowałam się na Kopciuszku, Śpiącej królewnie i Pięknej i Bestii, a miłość do księżniczek została mi do dzisiaj. Więc po Rywalki musiałam sięgnąć. I do tego przecudowna okładka. Jeju, zawsze marzyłam o takiej sukni. 

Mieszkańcy królestwa Illei dzielą się na osiem klas. America należy do Piątek, którzy są artystami i służą ludziom bogatszym od nich. Mieszkańcy tej klasy nigdy nie zarabiali zbyt dużo, dlatego rodzina Ami żyje bardzo skromnie. Ta piękna i utalentowana dziewczyna, potajemnie spotyka się z Aspenem, który należy do niższej klasy. Pewnego dnia w królestwie zostają ogłoszone Eliminacje, podczas nich książę Maxon wybierze swoją przyszłą żonę. America ulega namowom i zgłasza swoją kandydaturę. Dziewczyna nie sądzi nawet, że zostanie wybrana z tysiąca innych dziewczyn do finałowej trzydziestki piątki. Jednak, życie lubi nas zaskakiwać i Ami wyjeżdża do pałacu walczyć o serce księcia Maxona. 

...pierwsza miłość zostaje z tobą na całe życie.

Okładka Rywalek jest naprawdę przepiękna i przeurocza. Będę się nią zachwycać jeszcze długo. Ta sukienka, ten błękit i ta delikatność. Gdyby nie była taka gruba, to wsadziłabym ją do ramki... Wnętrze tak piękne nie jest, ale jakże urocze. Fabuła bardzo wciąga, aż trudno się oderwać...

Cóż mogę powiedzieć? Książeczka mnie zauroczyła, bardzo. Nie mogę powiedzieć, że była idealna, bo Rywalkom nie da się nie zarzucić tego, że czasami są banalne. Są też romantyczne, jednak momentami ten romantyzm jest wręcz sztuczny. Troszkę schematu, troszkę naiwności, ale i tak jestem zauroczona.

W większości przypadków, kiedy kobieta płacze, wcale nie chce, żeby ktoś rozwiązał jej problem. Chce tylko usłyszeć, że wszystko będzie w porządku.

Skali na blogu nie używam już dawno, ale gdybym do niej wróciła dałabym Rywalkom siódemkę. Książka jest naprawdę bardzo dobra. To żadnym arcydzieło, czy wybitna pozycja. Mimo tych wad Rywalki bardzo mnie zauroczyły i dlatego serdecznie ją polecam. Może i po przeczytaniu pomników pani Cass stawiać nie będziecie, ale spędzicie miłe chwile. 







wtorek, 17 czerwca 2014

Lepiej późno niż wcale, czyli podsumowanie maja

Mamy czerwiec. Od 17 dni. Ale o tym, co się wydarzyło w ciągu tego czasu powiem za tydzień. Wróćmy jeszcze na chwilkę do maja, wspaniałego miesiąca, w którym wydarzyło się wiele cudów, było wiele radości i udało mi się przeczytać 8 książek:

Pandemonium - Lauren Oliver
Siostrzyca - John Harding
Niezwykła wędrówka Harolda Fry - Rachel Joyce
Dopóki śpiewa słowik - Antonia Michaelis
Ludzie 8 dnia. Autostopem do Matki Teresy - Krzysztof Pałys
Rodzina Casteel - Virginia Cleo Andrews
Przeczekać ten dzień - Anna Maria Jaśkiewicz
Rywalki - Kiera Cass

Razem jest to 2728 stron, czyli średnio 88 dziennie.




Bardzo trudno mi stwierdzić, która podobała mi się najbardziej, a która najmniej. Rozczarował mnie Dopóki śpiewa słowik, a reszta to już naprawdę dobre pozycje.



Maj w obiektywie, czyli dużo radości, zdjęć, Wrocławia, miłości, uśmiechu, książek i cudów <3

Jeszcze tylko ogarnąć matematykę, zrobić pracę na geografię i już można całymi dnia czytać, pisać i nie przejmować się szkołą. A już niedługo nowe rzeczy na blogu :) 

piątek, 13 czerwca 2014

078. PRZECZEKAĆ TEN DZIEŃ






Tytuł: Przeczekać ten dzień
Autor: Anna Maria Jaśkiewicz
Liczba stron: 160
Wydawnictwo: Promic

...życie nie jest najważniejsze. Nie jest, ponieważ można je oddać za innych. Najważniejsza jest miłość.








Recenzję zacznę niezwykle optymistycznie: moi drodzy, wszyscy umrzemy! Ludzie mają sporo zalet, ale, niestety, nieśmiertelność do nich nie należy. Śmierć nikogo nie ominie, tego możemy być pewni. Ale nie wiemy, kiedy ona nastąpi. Bo czy chcielibyśmy znać datę odejścia z tego świata? 

Bohaterem i zarazem narratorem książki jest Karol - dojrzały i samotny mężczyzna po przejściach, nauczyciel polskiego w liceum. Pewnego dnia gubi swój ulubiony terminarz. Gdy znajduje go przypadkiem jakiś czas później, pod piątkową datą znajduje dodatkowy zapisek, który informuje Karola o jego śmierci. Mógłby być to tylko głupi żart, ale nie mężczyźnie nie daje to spokoju i postanawia wykorzystać dobrze czas, który mu pozostał...

Nie będę mogła spać spokojnie, jeśli napiszę, że książka podobała mi się od początku. Pierwsze kilkadziesiąt stron przebrnęłam z trudem, ale w końcu coś we mnie pękło. Z każdą stroną zaczęło podobać mi się coraz bardziej. Gdy wreszcie nie było czego czytać, aż smutno mi się zrobiło.

Jestem pełna podziwu dla Anny Marii Jaśkiewicz. W trudny, ale dojrzały i ambitny sposób przedstawiła nam temat śmierci. Stworzyła piękną historię, bardzo dobrze wykreowała bohaterów i wymyśliła genialny tytuł dla swojej książki. I to wszystko w wieku osiemnastu lat. Bardzo, bardzo, bardzo dobry polski debiut! Takie powieści są iskierką nadziei dla polskiej literatury.

Jedyną rzeczą, którą mogę teraz zrobić jest polecenie tej książki. Przeczekać ten dzień jest piękną i mądrą pozycją. Warto przeczytać, naprawdę!

Miłość. Jeśli kogoś kochasz, musisz dla niego być. Zawsze. Czy słońce, czy deszcz. 
W zdrowiu i chorobie... Zawsze.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Promic!

piątek, 6 czerwca 2014

077. RODZINA CASTEEL







Tytuł: Rodzina Casteel
Autor: Virginia C. Andrews
Liczba stron: 544
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka



Nowa baśń braci Grimm?






Na okładce Rodziny Casteel Virginii C. Andrews można przeczytać porównanie tej książki do baśni braci Grimm. Do naprawdę wspaniałych baśni, które pokazują, że dobro zwycięża nad złem, że każdy dobry i uczciwy człowiek w końcu otrzyma swoją nagrodę – szczęście. Jednak książka została porównana do innej cechy tych baśni. Do ich okrucieństwa. Bo przecież to nie bajki, tylko baśnie, które Disney ułagadza, pomijając w adaptacjach sceny obcięcia palca czy stopy. A Rodzina Casteel to powieść, na której stronach okrucieństwo jest wręcz namacalne.

Casteelowie. Rodzina zamieszkująca Wzgórza Strachu w Zachodniej Wirginii. Rodzina najbiedniejsza w okolicy. Rodzina najbardziej pogardzana. Rodzina żyjąca tylko z pensji ojca alkoholika, który pojawia się i znika. Rodzina, która nie ma co włożyć do garnka. Wymieniać dalej? Ja nie umiem opisać dramatu tej rodziny, najlepiej zrobiła to Heaven – najstarsza z piątku dzieci Casteelów.

Kocham te góry i nienawidzę ich. Tyle mi dają i tyle zabierają. Są groźne i piękne. Bóg pobłogosławił tę krainę i przeklął jej mieszkańców, dlatego człowiek czuje się tu mały i nieważny. Chcę stąd uciec i jednocześnie chcę zostać.

Początkowo czytanie szło mi opornie. Przebrnęłam przez parędziesiąt stron i odłożyłam lekturę na jakiś czas. A gdy do niej wróciłam, nie mogłam się od niej oderwać, nie mogłam się powstrzymać nawet przed podczytywaniem na próbie orkiestry. Książka niesamowicie wciąga, a dodatkowo gwarantuje rozkojarzenie.

Postacie się udały, nie ma co. Brawo, pani Andrews. Począwszy od Heaven. Wspaniała, mądra i piękna dziewczyna. Dba o swoją rodzinę, a dopiero potem o siebie. Z tego powodu wybaczam jej ostatnie 150 stron, gdzie po prostu życie obcięło jej skrzydła i zaczęła latać na miotle. Kochany Tom, który bezgranicznie kochał swoją starszą siostrę. Śliczna i pusta Fanny – naprawdę niezły charakterek. I najmłodsi – Keith i Nasza Jane – chorowici i wrażliwi. Ich ojciec Luke jest człowiekiem z piekła rodem. Nazwałabym go panem życia i śmierci w tej powieści. Jest jeszcze milczący dziadek, który żyje w swoim świecie rzeźbiarstwa oraz babcia, która jako jedyna żywi ciepłe uczucia do dzieci.

W książce było dużo miłości, ale też dużo nienawiści. Było okrucieństwo, poświęcenie i ból. Był też doskwierający głód. Casteelowie w swojej chatce, która notabene jest jednym z najmroczniejszych i najciekawszych domów w literaturze, od zawsze walczą o przetrwanie, każdy dzień może być dla nich końcem – raz zwycięskim, a raz przegranym. Bo z głodem wygrać można setki razy, a przegrać tylko raz.

To było moje pierwsze spotkanie z panią Andrews i zapewne nie ostatnie, bo kolejne książki czekają już na półce. Rodzina Casteel zrobiła na mnie naprawdę wielkie wrażenie. To jedna z najbardziej dramatycznych książek, jakie czytałam. Niesamowicie mną wstrząsnęła. Łzy nie ciekły mi tylko po policzkach, ale również po serduszku i po duszy. Bez wahania mogę ją uznać za jedną z najlepszych książek tego roku. Początkowo przerażało mnie 540 stron, ale już w połowie wiedziałam, że nie chcę jej skończyć. Rewelacyjna książka, naprawdę. Polecam.

Recenzja dla portalu literatura.juventum!