piątek, 25 kwietnia 2014

Bądźmy

To będzie post z serii o wszystkim i o niczym. Wypadałoby napisać zaległe recenzje. Ale zdania się nie kleją, brakuje słów. Bo jest coś innego, czym chciałabym się podzielić. Teraz. W tej chwili. Natychmiast.

Wczoraj wieczorem, żeby odpocząć i odstresować się przed ostatnim dniem egzaminów, postanowiłam przeczytać sobie kilka rozdziałów książki, która poskładało na nowo moją duszę - Bóg nigdy nie mruga. Chciałam zrobić to już dawno, ale pożyczyłam ją przyjaciółce i wróciła ona do mnie dopiero w środę. Otwieram i przeglądam każdą stronę. Czytam podkreślone wyrazy, zdania, linijki, akapity. Notatki na marginesach. I w końcu trafiam na pewnie fragment:

Bądźcie spokojni i wiedzcie, że Ja jestem Bogiem.
Bądźcie spokojni i wiedzcie, że Ja jestem.
Bądźcie spokojni i wiedzcie.
Bądźcie spokojni. 
Bądźcie. (Z Psalmu 46)

Piękne.
Przepiękne.
Te słowa dotknęły mojej duszy. Poczułam ciepło w serduszku. Bo mimo że ostatnio nie umiem się modlić, wystarczy, żebym była. Żebym była spokojna. Żebym była spokojna i wiedziała. Żebym była spokojna i wiedziała, że On jest. Żebym była spokojna i wiedziała, że On jest Bogiem.


Niecały miesiąc temu wzięłam udział w Rekolekcjach Środowiska. O północy wyciągnęli nas z łóżek, żebyśmy wyszli na zewnątrz. Szliśmy w całkowitych ciemnościach. Wyszliśmy naprzeciw ciemności, która nas ogranicza, która może nie pozwala nam całkowicie kochać Boga, całkowicie Mu zaufać, a może przeszkadza nam w relacjach z innymi ludźmi, która utrudnia nam to, żeby po prostu być. Ale wszyscy postanowiliśmy zawalczyć z tą ciemnością. Z powrotem wracaliśmy już z pochodnią w ręką, a także z pochodnią w sercu.

Czym jest ta ciemność w moim życiu zrozumiałam dopiero w Wielki Piątek, kiedy w nocy byłam w kościele na czuwaniu przez Jego grobem. Nie powiem, czy ona jest, to wie tylko On i ja.

On jest. Ja to wiem. Nawet, gdy mnie nie ma. On jest, bo umarł za nas krzyżu. I dopiero w te święta to zrozumiałam. Pierwszy raz przeżyłam tak naprawdę święta Zmartwychwstania. Pierwszy raz je poczułam. Wreszcie dotarło do mnie, co On dla mnie zrobił. On za mnie umarł. On poświęcił dla mnie największy dar - dar życia. I dla Ciebie też. Może tego nie rozumiesz. Ja tego nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem nigdy. On dał sobie wbić gwoździe do rąk i stóp, żebym ja umiała być silna, gdy zostanę zraniona. On pokazał mi radość. Prawdziwą radość z Jego zmartwychwstania. Najprawdziwszą. Taką, która nie maleje, mimo że ktoś akurat mnie rani, mimo że siostra jest w szpitalu, mimo że już niedługo ma się wydarzyć to, co tak mnie przeraża. On pokazał, że jest. Po prostu jest. Mimo wszystko. Zawsze. W każdym momencie.

Może i ten tekst jest bez ładu i składu. Może i jest dziwny. Może i całkowicie odbiega od tematyki tego bloga. Ale jest. Bo czułam, że muszę to napisać. Bo jeszcze nigdy nie pisało mi się tak łatwo...

Bądźmy. 
Bądźmy spokojni i wiedzmy, że On jest Bogiem. 





wtorek, 22 kwietnia 2014

071. DZIKA DROGA. JAK ODNALAZŁAM SIEBIE






Tytuł: Dzika droga. Jak odnalazłam siebie
Autor: Cheryl Strayed
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Znak











Dzika droga. Jak odnalazłam siebie jest autobiograficzną opowieścią kobiety, która samotnie przeszła 1700 kilometrów Pacific Crest Trail. Cheryl wędrowała szlakiem dziewięciu pasm górskich, aby odnaleźć siebie i przywrócić równowagę, którą zagubiła podczas choroby i śmierci mamy, nieudanego małżeństwa, romansowania i eksperymentowania z heroiną.   

Literacko książka jest przeciętna. Początek nie był taki zły. Podobało mi się, jak Cheryl opowiada o swojej mamie, której miłość była większa niż tysiąc rzeczy i jeszcze raz tyle. A później było tylko gorzej. Autorka z każdą stroną stawała się coraz bardziej irytująca. Ciągle opowiada o tym, jaki ma ciężki plecak, narzeka na buty, paznokcie i życie seksualne. Gdzieś w połowie książki zaczęło wiać nudą, że aż musiałam odłożyć książkę na jakiś czas.

Wędrówka Pacific Crest Trail to naprawdę dobry motyw. Podziwiam Cheryl za tę wyprawę. Mimo że wyruszyła w nią całkowicie nieprzygotowana –  ze zbyt ciężkim plecakiem, niewystarczającą ilością pieniędzy, w za małych butach. Ale osiągnęła swój cel. Pokazała, że to co nas nie zabije, naprawdę nas wzmocni. Mnie wprawdzie nie zainspirowała, bo nie udało mi się zrozumieć, co w niej tak naprawdę się zmieniło. A może zainspiruje Ciebie. Bo pokazała, że można się podnieść z najgłębszego dołka i iść dalej.

Zazdroszczę Cheryl wyprawy szlakiem Pacific Crest Trail. Gdybym sama miała wybrać się na taką wyprawę(a zrobiłabym to z przyjemnością!) wybrałam jakiś konkretny cel. Każdy opisany przez Cheryl dzień był do siebie podobny w rozwlekły, drażniący i nijaki sposób. Za dużo opisów relacji z rodzicami, byłym mężem, opowieści o swojej dziwnej seksualnej manii i braniu heroiny, a za mało zachwytów nad pięknem natury.

Książka okazała się przeciętna. Zmagania bohaterki z samą sobą do mnie nie trafiły, a przewidywalna końcówka troszkę rozczarowała. Wyprawa pasjonują, owszem. Żałuję, że nie została opisana w ciekawszy, mniej monotonny sposób. Do ostatniej strony czekałam, aż zacznie się coś dziać. Szkoda,  że się nie doczekałam. Dzika droga nie jest książką wysokim lotów, ale każdy zasługuje na drugą szansę, dlatego chętnie przeczytam drugą książkę Cheryl.

Recenzja została napisana dla przecudownego portalu literatura.juventum.pl!

(W sobotę wracam, nadrabiam recenzje i inne posty, bo mam ich zaplanowanych kilka :D A póki co idę się odstresować przed egzaminami :D)

niedziela, 13 kwietnia 2014

070. PIOTRUŚ PAN I WENDY






Tytuł: Piotruś Pan i Wendy
Autor: J.M.Berrie
Liczba stron: 312
Wydawnictwo: Znak


Jak ma się dwa lata, to się wie.
 Dwa lata to początek końca.










"Chłopiec, który zawsze chce mieć cztery lata, bo wie, że kiedy dorośnie, straci zdolność latania" - o kim mowa? Oczywiście o Piotrusiu Panu. Jako zjadacze disneyowskiego chleba przyzwyczailiśmy się do zawsze uśmiechniętego chłopca w zielonym ubranku, z odstającymi uszami, który zazwyczaj bywa w towarzystwie wróżek. Przyzwyczailiśmy się do Piotrusia Pana, którego tak często mijamy w kolorowych książeczkach, kolorowankach, bajeczkach...  A gdyby tak powrócić do źródła, do Barriego, i odkryć go na nowo?

Fabuły książki nie muszę streszczać, prawda? To tak jakbym teraz opisała o czym jest Kopciuszek, czy Śpiąca Królewna. Jest to historia chłopczyka, który nie chciał dorosnąć. Chciał jedynie na zawsze pozostać małym dzieckiem i przeżywać niesamowite przygody. I historia dziewczynki z pocałunkiem, którą zbudził jego płacz, która później przyszyła mu cień. Później zostaje ona matką Zagubionych Chłopców i razem ze swoimi młodszymi braćmi wyrusza za Wiecznym Chłopcem do Krainy Wiecznego Dzieciństwa, Marzeń i Wyobraźni...
Trzeba sobie po prostu pomyśleć o czymś przyjemnym i cudownym - wyjaśnił Piotruś - i takie myśli uniosą Was w powietrze.
Nibylandia - chyba tylko w Narnii i w Hogwarcie pragnę znaleźć się bardziej niż tam. Kraina pełna wiecznych chłopców, wróżek, piratów, syren i przede wszystkim magii. Żadna ekranizacja nie odda klimatu i uroku tego miejsca, tak jak Barrie...

Wróżki, właśnie, wróżki! Im trzeba poświęcić chociaż jeden akapit. Jaki był ich początek? Prosty i piękny! Gdy pierwsze dziecko roześmiało się po raz pierwszy, jego śmiech rozpadł się na milion okruszków i wszystkie one rozbiegły się w podskokach. Tak właśnie powstały. Tak powstał Dzwoneczek. Dzwoneczek, który mówi Piotrusiowi: ty ośle,  irytuje i wkurza, a i tak się go uwielbia. 

Gwiazdy są piękne, ale nie mogą w niczym uczestniczyć. Wiecznie muszą się tylko przyglądać. To jest kara nałożona na nie za coś, co zrobiły tak dawno, że żadna z gwiazd nie wie już, co to było.

A dlaczego jaskółki budują gniazda pod strzechami? Żeby posłuchać bajek. Bo czasami warto. Bo dowiesz się, jak powstały wróżki, co Dzwoneczek mówi do Piotrusia i co znajduje się, gdy udasz się w drogę do drugiej gwiazdy na prawo, a potem aż do rana. Dowiesz się, że linie na mapie ludzkiego umysłu, to ścieżki Nibylandii albo, że każdy ma swoją własną Nibylandię...

I dziwię się, że Wendy i jej bracia obawiali się pofrunięcia z Piotrusiem. Ja nie wahałabym się ani sekundy...

I będzie to trwało dopóty, dopóki dzieci będą wesołe, niewinne i bezduszne.



piątek, 11 kwietnia 2014

069. MOFONGO








Tytuł: Mofongo
Autor: Cecilia Samartin
Liczba stron: 383
Wydawnictwo: Bukowy Las








Mówią, że kuchnia to serce domu. Mówią, że nigdzie nie zjesz tak dobrze jak u mamy. Mówią, że smaki i zapachy z dzieciństwa pozostają z nami do końca naszych dni. Na pewno jedne z najlepszych wspomnień dziecięcych lat to kuchenne pyszności. Te wszystkie zapamiętane smaki i bezcenne wrażenia przeżyte w kuchni są nie do powtórzenia!


- Kuchnia to serce domu – powtarzała wielokrotnie Lola. – Kiedy dom ma przytulną kuchnię, w której bez przerwy coś się dzieje, cała rodzina jest zdrowa i silna.

Sebastian byłby normalnym dziesięcioletnim chłopcem, gdyby nie jeden fakt. Nie, nie jest czarodziejem, wilkołakiem ani inną paranormalną istotą. Chłopak ma poważną wadę serca, która bardzo często utrudnia mu normalne funkcjonowanie. Marzy, aby zostać piłkarskim królem strzelców, lecz jest to niemożliwe, ponieważ prawie w ogóle nie może się męczyć. Choroba Sebastiana sprawia również, że jest on obiektem kpin rówieśników, którzy często go biją, naśmiewają się z niego i wyzywają od małpiszonów. A problemy rodzinne też nie pomagają… Relacje między rodzicami są coraz gorsze, a pewnego dnia Sebastian znajduje nieprzytomną babcię. Kobieta cudem uchodzi z życiem i przechodzi metamorfozę – farbuje włosy na truskawkowy kolor, a później zaczyna gotować niesamowite dania z rodzinnego Portoryko. Pomaga jej Sebastian, którego babcia uczy, że do wszystkich składników trzeba dodać również duszy. Dlaczego? Ponieważ najlepsze dania to te, które przygotowuje się z miłością!

Zastanawiam się, z czego jest zrobiony ten łańcuch, którym autorka przykuwa czytelnika do swojej książki. Jest mocny i trzyma do samego końca. Czy to niesamowita historia? Albo bohaterowie, których nie da się nie polubić choć odrobinkę? A może to, że pokazuje nam, że nie ma nic ważniejszego poza kochającą rodziną?

Mofongo to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, które miałam zaszczyt czytać w tym roku. Tak wzruszającej i pięknej powieści nie czytałam już dawno. Opowiada o sile miłości. Bezinteresownej i szczerej. O akceptacji i przyjaźni. I o niezwykłej sile przebaczenia. Książka Cecilii Samartin jest  żywa i zapewne właśnie dlatego ma dar poruszania ludzkich serc.

Danie przygotowane z miłością jest strawą dla ciała i dla duszy.

Mofongo bardzo mnie zaskoczyło i tym razem dotarło aż do głębi mojej czytelniczej duszy. To historia,  która pozostanie we mnie na zawsze. To historia, która niesie ze sobą ogrom uczuć. To historia, którą mam zamiar polecać każdemu! Naprawdę każdemu. Obok tej książki nie można przejść obojętnie.

Powiem ci, czym jest dla mnie niebo. Niebo to stół, taki jak tutaj, przy którym siedzą wszyscy moi bliscy. Delektujemy się wspólnie przygotowanym jedzeniem, śmiejemy się i opowiadamy sobie historie, przy których czasem zakręci się nam w oku łza, lecz przez większość czasu świetnie się bawimy.

A dla Ciebie?

Recenzja została napisana dla przecudownego portalu literatura.juventum.pl!


środa, 9 kwietnia 2014

068. PLAN







Tytuł: Plan
Autor: Patrycja Gryciuk
Liczba stron: 576
Wydawnictwo: Poligraf











Anna i Lorcan. Wszystko byłoby jak w słodkim love story, gdyby nie pojawił się tajemniczy Siergiej ze swoim aksamitnym głosem i milionami na koncie. Świat bohaterki staje na głowie. Zamiast akademika jest luksusowa rezydencja, dżinsy zamieniają się w kreacje Diora, a uzyskane właśnie prawo jazdy staje się niepotrzebne, skoro do dyspozycji jest limuzyna z szoferem. Jednak już wkrótce dziewczyna z disnejowskiej bajki trafia do koszmarnej rzeczywistości. Rozpoczyna się niezwykła gra o miłość, gdzie niespodziewanie stawką staje się życie. Walka o dominację w biznesie biopaliw i świecie ekoterroru, seks, polityka, emocjonalna szarpanina, chore ambicje i mafia. Do tego zbyt częste ucieczki przed śmiercią...
Anna Smith. Anna Taredov. Anna Williams. Może Anna Maidley... Wiele nazwisk. Jedna kobieta. Dwóch mężczyzn. Jedna decyzja. A jeżeli to wszystko było już z góry ukartowane? Miłość, dynamiczna akcja, intryga. Happy end? Sam sobie odpowiedz na to pytanie.*

Największym mankamentem powieści jest główna bohaterka. Z tak irytującą, dziecinną i naiwną postacią nie spotkałam się już dawno. Anna ma chyba jakąś wrodzoną zdolność denerwowania mnie każdym słowem. Gdybym spotkała ją na ulicy pewnie myślałabym o tym, czy nie podpalić jej włosów. Podczas czytania musiałam zrobić sobie kilka razy przerwę, żeby popatrzeć w mój sufit, mają nadzieję, ze znajdę tam więcej rozumu, niż w głowie Anny. Myślałam wtedy o średniowiecznych torturach, w szczególności o łamaniu kołem. Szkoda, że zostały zakazane... A na dodatek wszyscy zachwycali się dorosłością głównej bohaterki. Ja próbowałam szukać tej dorosłości nawet między wierszami, niestety, nie udało się. Mnie aż głowa bolała z dziecinności naszej Aneczki.

Podczas czytania kilka razy zdarzyło się, że gapiłam się w książkę z miną pod tytułem po co ta scena?. Niektóre były naprawdę bezsensowne i obyłoby się bez nich. To tak jakby Autorce płacono od strony. Gdyby książka zamiast 576 stron miała ich 376, mogłaby być naprawdę dobra, tak jak się zaczęła. Ale później była coraz gorsza, mimo że zdarzało się, że czytałam z wielką przyjemnością. Ale takich chwil nie było tak dużo.

Było kilka takich rzeczy, które mi się naprawdę spodobały. Wątki były interesujące, ale zazwyczaj wszystko niszczyła główna bohaterka. Zresztą inne postacie też zbyt nie chwytają za serce. Są raczej przeciętni i szablonowi, a akcja troszkę schematyczna. Czytało mi się jednak bardzo szybko i nie uważam, że był to czas zmarnowany całkowicie.

Wasylisa z bloga Druga Nibylandia uważa, że książka jest beznadziejna. Ja nie do końca się z nią zgadzam. Do dobrej pozycji Plan ma daleką drogę, ale nie jest to najgorszy debiut i wierzę, że następne książki pani Gryciuk będą lepsze. W Planie nie brakowało emocji, co można zaliczyć jako plus. Trudno mi powiedzieć czy polecam tę książkę, czy nie, bo jestem do nie po prostu neutralnie nastawiona. Bo pomysł był dobry, szkoda, że wykonanie wyszło przeciętnie.

*opis książki pochodzi z okładki

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce - Patrycji Gryciuk!

niedziela, 6 kwietnia 2014

067. JANE EYRE. AUTOBIOGRAFIA







Tytuł: Jane Eyre. Autobiografia
Autor: Charlotte Brontë
Liczba stron: 608
Wydawnictwo: MG












Brontë opowiada historię młodej dziewczyny, która po stracie obojga rodziców, trafia do domu brata swojej matki. Nie potrafi jednak obudzić uczuć u ciotki, która – gdy tylko nadarza się okazja – pozbywa się dziewczynki, wysyłając ją do szkoły dla sierot, słynącej z surowego rygoru. Jane daje sobie jednak radę, zdobywa wykształcenie i wreszcie znajduje pracę jako guwernantka, w domu Edwarda Rochestera, samotnie wychowującego przysposobioną córkę. Wydawałoby się, że tu wreszcie znajdzie prawdziwe szczęście. Jednak los upomni się zadośćuczynienia za winy z przeszłości jej ukochanego pana. Jane nocą ucieka szukać swojej własnej drogi…*


- (…)Ubiorę moją Jane w atłasy i koronki i będzie nosiła róże we włosach; i nakryję jej głowę bezcennym welonem.
- A wtedy mnie pan nie pozna i nie będę już pańską Jane Eyre, lecz małpką w kurtce arlekina, lekkomyślną kobietą przystrojoną w cudze piórka.(…)



Taka miłość jak w Jane Eyre zdarza się naprawdę raz na sto lat. Charlotte 
Brontë pokazuje nam, że takie dojrzałe i prawdziwe uczucie może udźwignąć bardzo wiele. Napisała o miłości w przepiękny sposób. 

Jane. Jane Eyre. Zawsze postępuje tak, jak należy, jest dobra i oddana Bogu. Po prostu - bohaterka idealna. A takich postaci nie cierpię. Gdy o takiej czytam mam ochotę wyrywać kartki i rzucać książką. Ale nie u Brontë takie rzeczy. W Jane nie ma ani odrobinki sztuczności, jej zachowanie nie irytuje, a słowa nie powodu tego, że czytelnik spogląda w niebo, jakby tam można było znaleźć więcej rozumu niż w głowie bohaterki...


Dawno nie czytałam książki z takim klimatem. Raczej trudno go opisać, żeby go poczuć trzeba przeczytać. Jane Eyre jest historią pełną uroku, która oczarowała mnie swoim niepowtarzalnym klimatem. I jeszcze ta tajemnicza aura... Coś niezwykłego. 


Nie mam pojęcia, co mogę napisać o tej książce. Możliwe, że jej nie zrozumiałam wielu rzeczy, dlatego po przeczytaniu ostatniego zdania postanowiłam, że jeszcze do niej wrócę. Na pewno jest niezwykła i nie można jej porównać do niczego. I trudno mi o niej coś napisać, więc nie będę Was męczyć i po prostu polecę. Przeczytajcie, naprawdę warto.

*opis książki pochodzi z okładki

Za możliwość poznania losów Jane Eyre dziękuję z całego serca wydawnictwu MG!


wtorek, 1 kwietnia 2014

Podsumowanie marca!





Właśnie zakończył się cudowny marzec. Był wspaniałym miesiącem, przede wszystkim dlatego, że wreszcie mamy moją ukochaną wiosnę! Czy ta pogoda nie jest przepiękna? Jejku, to najwspanialszy czas w roku! 








W marcu udało mi się przeczytać 9 książek, z czego jestem bardzo i to bardzo zadowolona.

Małe kobietki - Louisa May Alcott
Kroniki Saltamontes. Ucieczka z mroku - Monika Marin
Folwark zwierzęcy - George Orwell
W pewnym teatrze lalek - Lidia Miś
Mąż zastępczy - Joanna M. Chmielewska
Połącz się z Bogiem - Curt Cloninger
Mofongo - Cecilia Samartin
Jane Eyre. Autobiografia - Charlotte Brontë
Gwiazd naszych wina - John Green


Jest to około 2728 stron, czyli 88 stron dziennie :)

Oprócz recenzji na blogu odpowiedziałam na pytania w zabawia Liebster Blog Award, pokazałam swoją biblioteczkę, a także napisałam o tym, co robię, gdy akurat nie czytam. Pojawił się również post z okazji urodzin bloga


W ostatni weekend marca uczestniczyłam we wspaniałych rekolekcjach na Górze św. Anny <3 

W marcu było tyle wspaniały dni <3 


Z pierwszego dnia wiosny,  po których umierałam z radości <3

I pochwalę się moją twórczością :D 



A jak się zapowiada kwiecień? Rozpoczął się wspaniale! <3 Wprawdzie będzie mniej czasu na czytanie z powodu konkursów i egzaminów, ale i tak będzie pięknie. W kwietniu mam również urodzinki, w które to przyjmę sakrament bierzmowania. Z powodu egzaminów posty prawdopodobnie będą pokazywały się odrobinkę rzadziej.

Pięknego i pełnego cudów kwietnia! ♥