Tytuł: Droga do Zielonego Wzgórza
Autor: Budge Wilson
Ilość stron: 450
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Kategoria: literatura młodzieżowa
Miałam sześć lat, gdy poznałam Anię Shirley - drobną, rudą i piegowatą dziewczynkę, której po prostu nie da się nie pokochać. Piękność nie jest, ale to nieważne. Jej wnętrze zachwyca i to właśnie się liczy. Anina buzia nigdy się nie zamyka. Ta dziewczynka jest lekarstwem na prawie wszystkie smutki, razem z swoją wyobraźnią, która potrafi płatać figle i czynić cuda.
Budge Wilson spełniła mojej marzenie. Zanim jeszcze poszłam do szkoły Anię z Zielonego Wzgórza znałam na pamięć. Uważałam Anię za b r a t n i ą d u s z ę. Historia dziewczynki zaczynała się na stacji benzynowej, a ja zawsze chciałam dowiedzieć się, co było wcześniej. Często, tak ja Ania, bujałam w obłokach. Nieraz zdarzyło mi się wymyślać historie o tym, co robiła zanim trafiła na Zielone Wzgórze. Bardzo chciałam przeczytać o tym książkę i cztery lata temu Droga do Zielonego Wzgórza trafiła w moje ręce. Przeczytałam ją wtedy jednym tchem, a potem o niej zapomniałam. Dzięki Karolce po raz drugi trafiłam do tego magicznego świata. Kiedy wzięłam ją z półki mojej mamy drżałam z emocji i oczekiwania, by na nowo pogrążyć się w cudownym świecie Ani Shirley.
Droga Ani do Zielonego Wzgórza wcale nie była przyjemna, prosta ani beztroska. Gdy miała trzy miesiące jej mama zmarła na suchoty, a tata dołączył do niej kilka dni później. Z wszystkim nieszczęść Ani to było najgorsze. Później wcale nie było łatwo. Wprawdzie nie trafiła do przytułku, bo przygarnęła ją pani Thomas wraz ze swoim mężem pijakiem. Wszędzie, gdzie się znalazła pracowała ponad siły to zachowała swój optymizm i pogodę ducha. Życie dało Ani w kość lecz mimo to jej serce było pełne miłości do świata.
Budge Wilson spisała się na medal. Pisze naprawdę wspaniale, nie można się oderwać od lektury, mimo że zna się zakończenie. Ania jest taka prawdziwa, nie odbiega od "oryginału". Ujął mnie ten niesamowity klimat powieści. Opowieść jest przede wszystkim wzruszająca, gdyż życie często raniło Anię. Nieraz na mojej twarzy gościł wielki banan, a często śmiałam się przez łzy. Niektóre fragmenty a b s o l u t n i e mnie rozbrajały. Wielki plus za to, że pani Wilson nie próbuję kopiować stylu Montgomery. Wyłapałam kilka nieznacznych błędów, ale myślę, że to nie ma wielkiego znaczenia.
Ania Shirley jest prawdziwym skarbem. Ten inteligenty i przesympatyczny rudzielec jest receptą na prawie każde smutki. Ania mogłaby być autorytetem dla wielu ludzi, którzy nie potrafią docenić tego, co posiadają. Jestem pewna, że ta perełka z wybujałą wyobraźnią wywołałaby uśmiech nawet u największego nieszczęśnika.
Historie o Ani pani Burge i pani Montgomery są wyjątkowe i niepowtarzalne. Dzięki temu pełnego radości rudzielcowi każdy z nas dostaje ogromny zastrzyk optymizmu oraz gwarancję wzruszeń i chwil wesołości z książką w ręku. Jestem oczarowana i zachwycona tą książką. Opanowała mnie jej magia. Po prostu ją p o k o c h a ł a m.
Budge Wilson spełniła mojej marzenie. Zanim jeszcze poszłam do szkoły Anię z Zielonego Wzgórza znałam na pamięć. Uważałam Anię za b r a t n i ą d u s z ę. Historia dziewczynki zaczynała się na stacji benzynowej, a ja zawsze chciałam dowiedzieć się, co było wcześniej. Często, tak ja Ania, bujałam w obłokach. Nieraz zdarzyło mi się wymyślać historie o tym, co robiła zanim trafiła na Zielone Wzgórze. Bardzo chciałam przeczytać o tym książkę i cztery lata temu Droga do Zielonego Wzgórza trafiła w moje ręce. Przeczytałam ją wtedy jednym tchem, a potem o niej zapomniałam. Dzięki Karolce po raz drugi trafiłam do tego magicznego świata. Kiedy wzięłam ją z półki mojej mamy drżałam z emocji i oczekiwania, by na nowo pogrążyć się w cudownym świecie Ani Shirley.
Droga Ani do Zielonego Wzgórza wcale nie była przyjemna, prosta ani beztroska. Gdy miała trzy miesiące jej mama zmarła na suchoty, a tata dołączył do niej kilka dni później. Z wszystkim nieszczęść Ani to było najgorsze. Później wcale nie było łatwo. Wprawdzie nie trafiła do przytułku, bo przygarnęła ją pani Thomas wraz ze swoim mężem pijakiem. Wszędzie, gdzie się znalazła pracowała ponad siły to zachowała swój optymizm i pogodę ducha. Życie dało Ani w kość lecz mimo to jej serce było pełne miłości do świata.
Budge Wilson spisała się na medal. Pisze naprawdę wspaniale, nie można się oderwać od lektury, mimo że zna się zakończenie. Ania jest taka prawdziwa, nie odbiega od "oryginału". Ujął mnie ten niesamowity klimat powieści. Opowieść jest przede wszystkim wzruszająca, gdyż życie często raniło Anię. Nieraz na mojej twarzy gościł wielki banan, a często śmiałam się przez łzy. Niektóre fragmenty a b s o l u t n i e mnie rozbrajały. Wielki plus za to, że pani Wilson nie próbuję kopiować stylu Montgomery. Wyłapałam kilka nieznacznych błędów, ale myślę, że to nie ma wielkiego znaczenia.
Ania Shirley jest prawdziwym skarbem. Ten inteligenty i przesympatyczny rudzielec jest receptą na prawie każde smutki. Ania mogłaby być autorytetem dla wielu ludzi, którzy nie potrafią docenić tego, co posiadają. Jestem pewna, że ta perełka z wybujałą wyobraźnią wywołałaby uśmiech nawet u największego nieszczęśnika.
Historie o Ani pani Burge i pani Montgomery są wyjątkowe i niepowtarzalne. Dzięki temu pełnego radości rudzielcowi każdy z nas dostaje ogromny zastrzyk optymizmu oraz gwarancję wzruszeń i chwil wesołości z książką w ręku. Jestem oczarowana i zachwycona tą książką. Opanowała mnie jej magia. Po prostu ją p o k o c h a ł a m.
MOJA OCENA: 10/10
Dawno, Dawno, Dawno, Dawno, Dawno, Dawno temu przeczytałam "Anię..." i potraktowałam ją jako lekturę szkolną (bo nią była), czyli książkę którą musiałam w szybkim tempie przeczytać, więc nie było nawet czasu na rozmyślanie, kac książkowy, czy "przyjaźń" z Anią, bo wtedy miałam już Harry'ego i więcej osób nie potrzebowałam. Tak naprawdę nie sięgnę, bo oprócz wyglądu Ani nic nie pamiętam jeśli chodzi o tę książkę, czytałam ją raz, a teraz (o zgrozo!) jestem już za stara na nią, chociaż jest ona zapewne na liście lektur, które czyta się ZAWSZE.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Za stara? Moja mama, która jest dwadzieścia pięć lat starsza od Ciebie dalej często do niej wraca :) Ta książka jest ponad czasowa :)
UsuńPrzeczytam, definitywnie znajdę i przeczytam. Napisałaś te recenzję z dużą pasją i widać jak bardzo kochasz Anię. Co ja będę się rozpisywać, ODDAWAJ :*
OdpowiedzUsuńTosia
Po raz pierwszy przeczytałam Anię w wakacje, tylko z braku książek,których miałam w domu po siostrze,bo resztę już zdążyłam zgłębić. Również się zakochałam! A teraz na dodatek,jako że jestem w 6. klasie miałam mojego rudzielca jako lekturę,co mnie bardzo ucieszyło <3 Myślę,że to jedna z tych opowieści,do których można zajrzeć w każdym wieku,czy ma się 15,czy 30,czy 60 lat zawsze będzie nas bawiła,lecz czasem smuciła. Po prostu historia Ani jest godna polecenia!
OdpowiedzUsuńKurcze, przydałoby się odświeżyć sobie historię Ani. Z tego co pamiętam to przeczytałam pierwsze trzy części i się zatrzymałam. Teraz muszę koniecznie powrócić do tych książek ;)
OdpowiedzUsuńNareszcie czytasz Feliksa! Ta książka jest po prostu... wspaniała!!!!! Właśnie czekam na 12 część ;)
OdpowiedzUsuńwww.wcieniuksiazek.blogspot.com
Seria o Ani jest cudowna, a prequel niczym (prawie) nie ustępuje twórczości Pani Montgomery :) Kurczę, zaczęłam żałować, że zatrzymałam się na "Ani z Szumiących Topoli"... ;/
OdpowiedzUsuńPrzyznam się bez bicia, że 'Ani' nigdy nie przeczytałam. Jakoś... Nie było okazji. Wiem, że jest pouczająca, wzruszająca i w ogóle... Ale nie zebrałam się nigdy w sobie. Po twojej recenzji, jeśli kiedyś sięgnę po właściwą serię, na pewno przeczytam też to :)
OdpowiedzUsuń