piątek, 29 listopada 2013

042. KRONIKI PRYDAINU. KSIĘGA TRZECH.




 Tytuł: Kroniki Prydainu #1. Księga Trzech
Autor: Lloyd Alexander
Ilość stron: 275
Wydawnictwo: Filia
Kategoria: literatura dziecięca/młodzieżowa


 "[...] masz dobre serce, a dobre serce jest o wiele ważniejsze niż rozum".



Mieszkańcy Prydainu wiedli spokojne i beztroskie życie. Wszystko zmieniło się, gdy w Krainie pojawił się wyjątkowo niebezpieczny i okrutny Rogaty Król, który niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze. Na pomoc Prydainowi wyrusza młodszy świniopas Taran, razem ze swoją ferajną - księżniczką Eilonwy, nieustraszonym rycerzem Gwydinion oraz Gurgim. Czy uda im się uratować Krainę? Czy pokonają Rogatego Króla?

Nie wiem, czy wiecie, ale jest to ukochana baśń Cassandry Clare, autorki Darów Anioła. Kroniki Prydainu są nawet starsze od mojego taty, pierwszy tom, czyli Księga Trzech została napisana w 1964r. W Polsce ukazała się dopiero w tego roku.
Na okładce widnieje hasło, które porównuje Kroniki Prydainu do Opowieści z Narnii i Władcy Pierścieni. Czy faktycznie Księga Trzech ma w sobie tę samą magię? Czy Lloyd Alexander stworzył równie piękną krainę, co mój ukochany C.S. Lewis?


"Czasami więcej nas uczy szukanie odpowiedzi niż sama odpowiedź."

Księga trzech została napisała całkiem dobrym językiem. Niektóre fragmenty wywoływały u mnie uśmiech, można też się doszukać kilku mądrości. Kraina Prydainu to jednak nie to samo, co Narnia. Możliwe, że gdybym przeczytała ją w dzieciństwie, byłoby inaczej. Książka jest bowiem przeznaczona bardziej dla dzieci, niż dla młodzieży. Nie uważam, że czytanie tej książki było czasem straconym - wręcz przeciwnie. Miło było na kilka chwil poczuć się znowu dzieckiem, którego największy problemem jest oczko, które odleciało ukochanemu misiowi czy to, żeby mama nie dowiedziała się, że razem z przyjaciółką zużyłam jej całą szminkę.

Jako, że uwielbiam mitologię, książka otrzymała ode mnie sto punktów już na starcie. Dla autora inspiracją były starowalijskie podania. Bardzo mnie to zaciekawiło i postanowiłam, że muszę uzupełnić moje braki związane z mitologią celtycką - przecież świat nie kończy się na wierzeniach Greków i Egipcjan, które uwielbiam zresztą.

Księga Trzech nie jest historią skomplikowaną jak płatek śniegu. Wręcz przeciwnie - to prosta i zarazem mądra opowieść. Podczas czytania miałam dwie albo trzy takie sytuacje, że historia bardzo mnie nudziła. W tych miejscach treść prześlizgiwała się przez mój mózg, nie pozostawiając w nim żadnego śladu. Na szczęście takich momentów nie było zbyt wiele. Historia nie dorównała Lewisowi, ale mimo wszystko książka jest bardzo dobra.

"Nie należy nikomu odmawiać pomocy, ale nie wolno również jej odrzucać, gdy ktoś wyciąga do nas rękę."

Największym atutem Księgi Trzech zdecydowanie są postacie. Polubiłam szczególnie dwie, które wywołały u mnie najwięcej uśmiechów. Przesympatyczny Gurgi(i jego chrupanko-mlaskanko) jest po prostu p r z e k o c h a n y.  Jeszcze większą sympatią obdarzyłam Eilonwy - ta dziewczyna jest po prostu genialna! Uwieeeelbiam jej spojrzenie na świat, oryginalny styl życia i pogodne nastawienie. Jak nie kochać osoby, która jest autorką słów takich jak: "To niemądre złościć się, że nie możemy zrobić czego, czego po prostu nie możemy zrobić. To jest gorsze niż stawać na głowie, licząc na to, że od tego się urośnie." czy "Uwielbiam patrzeć jak dwoje przyjaciół wita się po długim rozstaniu. To tak, jakby się człowiek budził, a za oknem świeciło słońce." No ja, powiedzcie mi jak? Nasz główny bohater - Taran, też jest postacią godną uwagi. Mimo wad, jest naprawdę uroczy i tak słodziutko głupiutki.

Księga Trzech może być idealnym prezentem na święta dla Waszego młodszego rodzeństwa lub kuzynostwa. Książka jest przeznaczona przede wszystkim dla dzieciaków, ale myślę, że starsi również spędzą miło czas podczas czytania, a przy okazji powrócą, chociaż na chwilkę, do beztroskich lat dzieciństwa. Momentami nudna, momentami przewidywalna, lecz mimo wszystko bardzo dobra. Jest to opowieść o poszukiwaniu własnej osobowości i walce dobra ze złem. Serdecznie polecam!


MOJA OCENA: 7-/10

Za możliwość znalezienia się w Krainie Prydainu serdecznie dziękuję Wydawnictwu Filia!

 


niedziela, 24 listopada 2013

TRZY SPOTKANIA Z AGATĄ CHRISTIE {039-041}



Chyba każdy z nas choć raz usłyszał nazwisko Agaty Christie. Nie znać mistrzyni kryminału to tak jakby nie wiedzieć, kto jest naszym wieszczem narodowym. Ja z Agatą Christie mam styczność od bardzo dawna. Moja mama, od zawsze, namiętnie wczytuje się w jej dzieła. Przeczytała chyba wszystkie jej książki, większość kilka razy. Polecała mi zapoznać się z jej twórczością, ale ja zawsze odkładałam to na później. Zmobilizowała mnie dopiero szkolna lektura - Dwanaście prac Herkulesa. Po przeczytaniu zastanawiałam się, jaką przeczytać teraz. Przyjaciółka zrobiła mi listę, a ja wybrałam z niej dwie - I nie było już nikogo oraz A.B.C.




{039.} DWANAŚCIE PRAC HERKULESA

Herkules Poirot - detektyw, który sławą dorównuje Sherlock Holmes, postanawia zakończyć swoją karierę i... hodować dynie. Zakończeniem jego pracy ma być wykonanie dwunastu prac swego starożytnego imiennika. W końcu na koniec musi zrobić coś spektakularnego!

Dwanaście prac Herkulesa jest zbiorem dwunastu opowiadań. Każde zadanie Poirota jest ciekawe i każde kończy się powodzeniem. W końcu dla Herkulesa nie ma rzeczy niemożliwych! Detektyw dobrze wykuje swoją pracę, aż do samego końca.

Moim zdaniem jest to jedna z lepszych lektur, jakie przeczytałam. Książka na początku podobała mi się bardziej, niż teraz, bo za omawianie jej w szkole, dostała ode mnie punkty ujemne. Szczególnie spodobały mi się opowiadanie o Stajniach Augiasza i Byku Kreteńskim. Dwanaście prac Herkulesa to pozycja godna uwagi. Jest ciekawa i zaskakująca. Nie brakuje morderstw, porwań, kradzieży, a przede wszystkim zagadek.


                                    MOJA OCENA: 6+/10


{040.} I NIE BYŁO JUŻ NIKOGO
Dziesięć nieznanych sobie osób przybywa na jedną wyspę po otrzymaniu zaproszeniu od tajemniczego pana U.N. Owen'a. Na miejscu okazuje się, że nie ma gospodarza, a powrót jest niemożliwy, w związku ze złymi warunkami pogodowymi. Każda z osób skrywa w sobie mroczną tajemnicę, która nigdy wcześniej nie ujrzała światła dziennego. Zaczyna się fascynująca historia, ponieważ osoba, która zaprosiła tę dziesiątkę na wyspę ma w tym swój cel.

Skończyłam czytać tę książkę ok. 23.30 i od razu poszłam spać. Oczywiście przez moją chorą wyobraźnię nie zasnęłam przez następne półtora godziny. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś jest w pokoju i chce mnie zabić. Każdy dźwięk wydawał mi się podejrzany.

I nie było już nikogo to zdecydowanie najlepsza pozycja tego posta. Niesamowita, trzymająca w napięciu z jednej strony nieprzewidywalna i wciągająca. Serdecznie polecam wszystkim, jest to rewelacyjny kryminał. 
MOJA OCENA: 8/10



{041.} A.B.C

 
Pewnego dnia sławny i niezawodny Herkules Poirot dostaje anonimowy list od tajemniczego A.B.C., który wzywa go na "pojedynek". Morderca wybiera ofiary w porządku alfabetycznym - nazwisko i miejsce zamieszkania musi zaczynać się na kolejną literę alfabetu. Czy Herkulesowi uda się schwytać mordercę, zanim skończy swój diabelski plan?

Największym plusem tej książki jest sam pomysł na zabójstwa. Mimo tego, że za czynami mordercy przemawiało szaleństwo, plan był genialny, tego faktu podważyć się nie da. Alfabet, który może kojarzyć się z dzieciństwem, staje się bronią...

A.B.C. podobało mi się najmniej z tej trójki. Mimo interesującej zagadki, świetnego pomysłu i zaskakującej końcówki, książka mnie nie powaliła, a momentami nawet mnie nudziła. Mimo wszystko zarówno A.B.C, jak i Dwanaście prac Herkulesa oraz I nie było już nikogo serdecznie polecam wszystkim, nie tylko fanom kryminału.
 MOJA OCENA: 6/10

A przy okazji mam pytanie dla Was - jakie kryminały pani Christie są warte uwagi? :)







sobota, 23 listopada 2013

Antonina sprzedaje książki!




Zbliżają się święta. Chciałabym, żeby te święta były wyjątkowe i dlatego chcę obdarować moich przyjaciół, choćby jakąś małą rzeczą. Niestety, jako że nie dostaje kieszonkowego, a rodzice nie dołożą zbyt wiele na ten cel. Chcąc nie chcąc, muszą sprzedać troszkę książek. Większość pieniędzy ze sprzedaży pewnie zostanie w sklepie papierniczym, a kilku osobom chciałabym podarować wyjątkowego. Więc postanowiłam opróżnić troszkę moje półki z książek: z tych które mi się podobały lub nie, z tych które dostałam od wyjątkowych osób i z tych które kupiłam sama...
Jest to na razie pierwsza część, drugą dodam w najbliższym czasie. :) 



  • Włochy Wakacje na walizkach National Geographic Tim Jepson * stan idealny* 17zł.
  • Pocałunek Anioła Mary-Claire Helldorfer * stan bdb- * 15zł.
  • Córka dymu i kości Laini Taylor * stan bdb- * 18zł.
  •  Błękitnokrwiści Melissa de la Cruz * stan bdb * 17zł.
  • Charlie Stephen Chbosky * stan dobry * 13zł.
  • 7 razy dziś Lauren Oliver * stan bdb- * 17zł.
  • Demony. Pokusa Lisa Desrochers * stan bdb * 17zł.
  • Królowa lata i Król Mroku Melissa Marr * stan bdb * dwie części - 30zł, jedna 18zł.
  • Piękne Istoty i Istoty Ciemności Kami Garcia, Margaret Stohl * stan dobry * dwie części 40 zł.

Do cen są już wliczone ceny przesyłki. Jeśli ktoś byłby zainteresowany kupnem to proszę się ze mną skontaktować na fanpage'u lub za pośrednictwem e-maila: antonina.everdeen@gmail.com. Wszelkie pytania proszę pisać w komentarzu.
Mam także prośbę do Was, aby udostępnić gdzieś ten post. :) Pozdrawiam! :)







sobota, 16 listopada 2013

038. POLLYANNA





Tytuł: Pollyanna
Autor: Eleanor Hodgeman Porter
Ilość stron: 270
Kategoria: literatura dziecięca/młodzieżowa


"Ta szara masa kamieni była mi mieszkaniem, nigdy domem, bo nie ma domu tam, gdzie nie ma kobiecej ręki i kobiecego serca lub gdzie brak dziecka. A ja nic z tego nie miałem.”




Pollyanna, jeszcze jako mała dziewczynka, straciła rodziców. Z tego powodu musi zamieszkać ze swoją oschłą ciocią Polly. Kobieta zapewnia dziewczynce dach nad głową, jedzenie i najlepszą naukę. Niestety, nie okazuje swoje siostrzenicy żadnych uczuć. Dziewczynka, na szczęście, nie przejmuje się tym za bardzo, wręcz przeciwnie - mimo tego, że po stracie rodziców zawalił jej się świat i obojętności ciotki, Pollyanna tryska radością i wydaje się być najszczęśliwszą osobą pod słońcem. A to wszystko zawdzięcza pewnej grze, która polega na znajdowaniu powodów do radości we wszystkim, nawet w najokropniejszych rzeczach. Zdobywa serce wszystkich dookoła i zaraża ich swoim optymizmem. Czy uda jej się zdobyć te najważniejsze serce, dzięki któremu poczuje się kochana?

Ach, Pollyanna. To zdecydowanie jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa. Przeczytałam ją Pollyannę kilkadziesiąt razy, czasami nawet trzy razy pod rząd. Pollyanna, podobnie jak Ania Shirley, jest lekarstwem na prawie wszystkie smutki tego świata. Idealna książka na każdy dzień - i na ten dobry i na ten zły. Ja dzisiaj mam, niestety, ten drugi i mimo że nie mam czasu ani czytać, ani prowadzić bloga(za co przepraszam, poprawi się to w przyszłym tygodniu), to chcę przeczytać

Bohaterowie książki są różnorodni. Jedni zgorzkniali, żyjący w żałobie czy będący odmieńcami w społeczeństwie. Drudzy weseli i dobroduszni. Tych drugich, z Pollyanną na czele, jest zdecydowanie więcej. Do tych pierwszych niewątpliwie można zaliczyć panią Snow, ciocię Polly i pana Pendletona. Na szczęście, w głębi duszy mają oni odrobinkę(a nawet dużo, dużo więcej) dobra, tylko zakładają maski, które pokazują ich gorszą stronę. Za prawą tej uroczej i kochanej dziewczynki smutna część miasteczka dołączą do radosnego grona. Pollyanna to prawdziwy skarb dla mieszkańców Beldingsville, taka perełka byłaby potrzebna w każdym miejscu. Niestety, Pollyanny ani Ani Shirley z książki nie wyciągniemy. Może czas na nas, żeby zarazić optymizmem innych?

Każdy z nas inaczej definiuje szczęście. Dla każdego z nas znaczy ono coś innego, postrzegamy je w innej postaci. Jedni, tak jak Pollyanna, potrafią cieszyć się z każdej rzeczy. Niestety, ci ludzie stanowią mniejszość. Tak wiele ludzi marudzi i narzeka. Czasami mam wrażenie, obserwując ludzi, że Polacy, oprócz skarpetek do sandałów i Biedronki, powinni być kojarzeni z narzekaniem. Każdy z nas kiedyś marudził, marudzą i będzie marudzić. A na co? Na wszystko. Za zimno, za ciepło, za drogo, za daleko, za tłoczno... Niektórym nie dogodzisz. Wszystko wokół nas stanowi 'dobry' powód do marudzenia. Moim zdaniem marudzenie to okropna rzecz, której strasznie nienawidzę. Jako Polka mam tą straszną cechę w genach. Walczę z nią, czasami uda mi się ją pokonać, ale nie rzadziej o ona wygrywa. Idealną terapią na marudzenie jest gra w radość. Wiele razy w nią grałam. Najpierw przez kilka lat w podstawówce, potem w pierwszej i drugiej gimnazjum przeżywałam kryzys, ale teraz znowu do niej wracam. Cieszenie się z każdego głupstwa, z różnych małych rzeczy przynosi mi nawet więcej radości niż te "duże" rzeczy. Niestety, Pollyanną nie jestem i z nie zawsze potrafię odnaleźć powód do uśmiechu w tych okropnych sytuacjach, ale może małymi kroczkami mi się uda.

Pollyanna to prawdziwy skarb. Straciła najbliższe jej sercu osoby, zamieszkała ze zgorzkniałą ciotką, która nie okazuje jej ani krzty pozytywnych uczuć. Co zrobilibyśmy w takim momencie? Depresja, załamka, dołek, godziny spędzone w pokoju na płakaniu w poduszkę, stajemy się zamknięci i cisi, zamykamy się w sobie, tracimy wiarę i uważamy się za największych nieszczęśników na świecie. Ale nie Pollyanna - co to to nie. Dalej gra w swoją grę w zadowolenie, zarażając radością i szczęściem wszystkich dookoła.

Z mojego całego i małego serduszka polecam Wam Pollyannę. Zaczyna się okres depresji i dołków, a Pollyanna jest wspaniałym lekiem. Z drugiej strony może Was też czymś zarazić. Ale ten wirus jest całkiem nieszkodliwy, wręcz przeciwnie! Mam nadzieję, że ta cudowna dziewczynka zarazi Was radością do życia i miłością do wszystkiego wokół. Powieść może wydawać się troszkę naiwna, ale mi to nie przeszkadza. Książka została napisana pięknym, a zarazem prostym językiem. Pollyannę polecam przede wszystkim smutasom, bo każdy w życiu potrzebuje radości. Dzięki Pollyannie możemy dostrzec, jak wspaniałe i piękne jest cieszenie się z życia i niesienie ludziom pomocy dobrym słowem i ciepłym gestem. Książka ma naprawdę niesamowitą moc. 

„Widzisz, chciałam mieć lalkę i tatuś o nią poprosił, ale kiedy nadesłano zebrane dary, nie było w nich ani jednej lalki, tylko małe, drewniane inwalidzkie kule. I wtedy to się zaczęło.[...] Należy we wszystkim zawsze dojrzeć jakąś dobrą stronę i cieszyć się z niej, obojętnie jaką. I graliśmy w to od tego czasu. A im trudniej, tym większa radość, gdy się z tego wybrnie; tylko... tylko, że czasem to jednak za trudne...”
MOJA OCENA: 9/10



niedziela, 10 listopada 2013

037. DROGA DO ZIELONEGO WZGÓRZA.








Tytuł: Droga do Zielonego Wzgórza
Autor: Budge Wilson
Ilość stron: 450
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Kategoria: literatura młodzieżowa








Miałam sześć lat, gdy poznałam Anię Shirley - drobną, rudą i piegowatą dziewczynkę, której po prostu nie da się nie pokochać. Piękność nie jest, ale to nieważne. Jej wnętrze zachwyca i to właśnie się liczy. Anina buzia nigdy się nie zamyka. Ta dziewczynka jest lekarstwem na prawie wszystkie smutki, razem z swoją wyobraźnią, która potrafi płatać figle i czynić cuda.

Budge Wilson spełniła mojej marzenie. Zanim jeszcze poszłam do szkoły Anię z Zielonego Wzgórza znałam na pamięć. Uważałam Anię za  b r a t n i ą  d u s z ę. Historia dziewczynki zaczynała się na stacji benzynowej, a ja zawsze chciałam dowiedzieć się, co było wcześniej. Często, tak ja Ania, bujałam w obłokach. Nieraz zdarzyło mi się wymyślać historie o tym, co robiła zanim trafiła na Zielone Wzgórze. Bardzo chciałam przeczytać o tym książkę i cztery lata temu Droga do Zielonego Wzgórza trafiła w moje ręce. Przeczytałam ją wtedy jednym tchem, a potem o niej zapomniałam. Dzięki Karolce po raz drugi trafiłam do tego magicznego świata. Kiedy wzięłam ją z półki mojej mamy drżałam z emocji i oczekiwania, by na nowo pogrążyć się w cudownym świecie Ani Shirley.

Droga Ani do Zielonego Wzgórza wcale nie była przyjemna, prosta ani beztroska. Gdy miała trzy miesiące jej mama zmarła na suchoty, a tata dołączył do niej kilka dni później. Z wszystkim nieszczęść Ani to było najgorsze. Później wcale nie było łatwo. Wprawdzie nie trafiła do przytułku, bo przygarnęła ją pani Thomas wraz ze swoim mężem pijakiem. Wszędzie, gdzie się znalazła pracowała ponad siły to zachowała swój optymizm i pogodę ducha. Życie dało Ani w kość lecz mimo to jej serce było pełne miłości do świata.

Budge Wilson spisała się na medal. Pisze naprawdę wspaniale, nie można się oderwać od lektury, mimo że zna się zakończenie. Ania jest taka prawdziwa, nie odbiega od "oryginału". Ujął mnie ten niesamowity klimat powieści. Opowieść jest przede wszystkim wzruszająca, gdyż  życie często raniło Anię. Nieraz na mojej twarzy gościł wielki banan, a często śmiałam się przez łzy. Niektóre fragmenty a b s o l u t n i e mnie rozbrajały. Wielki plus za to, że pani Wilson nie próbuję kopiować stylu Montgomery. Wyłapałam kilka nieznacznych błędów, ale myślę, że to nie ma wielkiego znaczenia.

Ania Shirley jest prawdziwym skarbem. Ten inteligenty i przesympatyczny rudzielec jest receptą na prawie każde smutki. Ania mogłaby być autorytetem dla wielu ludzi, którzy nie potrafią docenić tego, co posiadają. Jestem pewna, że ta perełka z wybujałą wyobraźnią wywołałaby uśmiech nawet u największego nieszczęśnika.

Historie o Ani pani Burge i pani Montgomery są wyjątkowe i niepowtarzalne. Dzięki temu pełnego radości rudzielcowi każdy z nas dostaje ogromny zastrzyk optymizmu oraz gwarancję wzruszeń i chwil wesołości z książką w ręku. Jestem oczarowana i zachwycona tą książką. Opanowała mnie jej magia. Po prostu ją  p o k o c h a ł a m.

MOJA OCENA: 10/10




wtorek, 5 listopada 2013

Książkowe miejsca, w których chciałabym zamieszkać



Kiedyś ktoś mi powiedział, że czasami ma wrażenie, że jedną nogą już stoję w krainie baśni. I pewnie miał racje, bo ciągle bujam w obłokach marząc o zamieszkaniu lub spędzeniu przynajmniej jednego dnia w książkowym świecie. Często w szkole zamyślam się i patrzę przed siebie, oczami wyobraźni widząc korytarze Hogwartu. Wyobrażam sobie, jak to jest żyć pośród lasów, zamków czy gór.



Może zacznę od Narnii - wiele chwil dzieciństwa spędziłam w mojej dużej szafie czytając książki. Wchodziłam tam z nadzieją, że poczuje zimny śnieg na moich włosach, na policzkach wyskoczą rumieńce od mrozu czy igiełki drzewa podrapią mnie w kark. Ostatnimi czasy lubię wracać do tych chwil i siedzę w szafie z książką i latarką. Narnia jest miejscem, w którym absolutnie nie przeszkadzałaby mi zima - wręcz przeciwnie!




Kolejnym takim jest, oczywiście, mój ukochany Hogwart! W tym miejscu z radością chodziłabym na

najgorsze lekcje - eliksiry ze Snapem;
 i najnudniejsze - historia magii. Jest to niesamowite miejsce, które otworzyło mi wrota do krainy magii, jak żadna inne... 




Świat stworzony przez panią Rowling ma wiele miejsc, które chciałabym odwiedzić. Bank Gringotta, Nora, ukryte sklepiki w Londynie, nawet Zakazany las...



Kraina Czarów. Miejsce, w którym chciałabym się zgubić i choć raz pobiec za Białym Królikiem. W tym miejscu nic nie dziwi - gąsienica paląca fajkę ani królik ubrany w kamizelce. Żadna ekranizacja nie oddaje czaru tego miejsca tak jak książka. 



Cmentarz zapomnianych książek. Labirynt regałów z książkami, drewniane rzeźbione meble, skrzypiąca podłoga, magiczna i tajemnicza atmosfera... Tak właśnie oczami mojej wyobraźni wyobrażam sobie to miejsce. Jest to miejsce, które można naprawdę odnaleźć. Wyłuskać wskazówkę z opisów wszystkich trzech książek Zafóna, znaleźć tą właściwą uliczkę w Barcelonie i zapukać w odpowiednie drzwi. Tak, łatwo się mówi... 


Tak miejsc jest oczywiście więcej... Oprócz tych rzeczywistych - Rzym, Londyn czy Nowy Jork, do list będą zaliczać się też Nibylandia, dwór Todurów, miejsca z bajek Andersena czy braci Grimm i wiele innych miejsc. Mimo że ciągle chodzę z głową chmurach, właściwie żyjąc w innym świecie. Czasami jednak trzeba zejść na świecie i wrócić do szarej rzeczywistości...
Gdy mój kuzyn zapytał mnie po co marzę o rzeczach niemożliwych, że i nie będę uczyć się w Hogwarcie ani nie znajdę się nagle w Krainie Czarów. Moja odpowiedź była krótka: Skoro marzenia się nie spełniają to co w ogóle marzyć? Kuzyn tylko z politowanie się na mnie spojrzał. Ja wierzę, że wszystko jest możliwe. :)


niedziela, 3 listopada 2013

036. JEŻYCJADA



Jeżycjada
Autorka: Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo: Akapit Press
Kategoria: literatura młodzieżowa




„Uśmiech bywa aktem męstwa, smutek to słabość i postawa zbyt wygodna. Być radosnym i dobrym, kiedy świat jest smutny i zły, to mi dopiero odwaga.”


Jeżycjada jest cyklem powieści dla młodzieży(i nie tylko!). Nazwa pochodzi o poznańskiej dzielnicy, Jeżyc, gdzie mieszkają prawie wszyscy bohaterowie cyklu. Akcja niemal całej serii odgrywa się w Poznaniu. Głównym bohaterami jest rodzina Borejków, ale pojawiają się oni dopiero od 3 części i nie zawsze są na pierwszym planie. Każda z książek opowiada o innej postaci, choć zazwyczaj jest też wiele nawiązań do innych bohaterów.

Małgorzata Musierowicz
Pierwszą książką z cyklu, jaką przeczytałam była Noelka. Wypożyczyłam ją ze szkolnej biblioteki, gdy byłam w trzeciej klasie podstawówki. Już wtedy miałam skłonność do wynoszenia z bibliotek zdecydowanie zbyt dużej ilości książek. Było to przed świętami, więc wzięłam ich więcej niż normalnie(a u mnie "więcej niż normalnie" oznacza więcej niż 10, w podstawówce więcej niż 6/7). Noelkę zaczęłam czytać razem z mamą w pierwsze święto Bożego Narodzenia. Skończyłyśmy ją następnego dnia i już nie mogłam się doczekać, aż wrócę do szkoły, żeby wypożyczyć inną część z cyklu. W ciągu dwóch czy trzech miesięcy przeczytałam wszystkie, które były w bibliotece, czyli około 10: Szóstą klepkę, Kłamczuchę, Kwiat Kalafiora, Idę sierpniową, Opium w rosole, Noelkę, Dziecko piątku, Córkę Robrojka, Kalamburkę i Nutrię i Nerwusa. Miałam taki czas, wypożyczałam po kilka części, czytałyśmy je razem z mamą na wyścigi, potem oddawałam i porywałam następne. Na następne Boże Narodzenie dostałam wszystkie wydane(czyli do Czarnej Polewki) i od tej pory każdą część przeczytałam co najmniej trzy razy.

„Do ludzi trzeba wyciągnąć rękę. Trzeba. Możemy się nie doczekać odzewu. Ale jeśli nie wyciągniemy ręki, to odzewu na pewno nie doczekamy się z całą pewnością”

Po prostu kocham całą serię! Oczywiście, ma swoje blaski i cienie, można znaleźć błędy, niedomówienia,
sprzeczności... Owszem, czasem przebieg wydarzeń jest bardzo przewidywalny. Dla mnie to jednak nie ma znaczenia, bo kiedy czytam się Musierowicz, świat robi się od razu bardziej kolorowy i przytulny, wszystko w środku przyjemnie się rozgrzewa.


 Akcja książek jest osadzona w realnym świecie - Małgorzata Musierowicz nawiązuje do rzeczywistych miejsc, a także zdarzeń. Rzadko możemy się tutaj spotkać ze schematycznością, nie zawsze kończy się tak, jak by się chciało. Autorka stworzyła naprawdę niepowtarzalny klimat, który można odczuć w każdym z dwudziestu tomów.

"Szczęście jest chyba czymś takim, jak okulary pana Hilarego."

Bohaterowie, których stworzyła Musierowicz, może nie są wybitnie nietuzinkowi, aczkolwiek mają tak wykreowane charaktery, że nie da się ich nie lubić. Uwielbiam w Jeżycjadzie to ciepło domowego ogniska, odczuwalne w każdej powieści. Borejkowie są kimś w rodzaju rodziny zastępczej, przy której próbują się ogrzać psychicznie zmarznięte dzieci. Ale nie tylko, w tym domowym ognisku grzeją się też osoby pochodzące z rodzin kochających się i szczęśliwych. Są pełni ciepła i miłości. Można u nich znaleźć coś, czego brakuje nam na co dzień. Chciałabym, żeby ci wszyscy ludzie wyszli z kartek książki i zmieszali się z moimi znajomymi. Bohaterowie są tak żywi, że razem z nimi się śmiałam i płakałam, przeżywałam wzloty i upadki.

Gdybym miała napisać coś o każdej książce Musierowicz za bardzo bym się rozgadała rozpisała. Wszystkie
uwielbiam. Są takie optymistyczne, przemiłe, pełne nadziei, dobroci i miłości. Książki Musierowicz są ponad czasowe. Wypływa z nich jakaś dziwna moc. Panuje w nich taki ciepły nastrój, że kąciki ust same się podnoszą. W każdym tomie znajdziemy coś innego. Jeden jest opowieścią o dziewczynie pozbawionej czułości rodziców, a inny o tym jak poradzić sobie po stracie kogoś bliskiego i jak odnaleźć sens życia.

„Całe dobro - pomyślała - jakie nas otacza, to właśnie suma pojedynczych odpowiedzi na radosne sygnały dobrych ludzi. Ale te sygnały wysyła każdy z nas. Dobre sygnały. I złe. A im więcej wysyłamy tych dobrych, tym większe szansę, że ludzie odpowiedzą nam tym samym”

Jeżycjada jest przepełniona historiami zwyczajnie niezwyczajnymi- bo mogą przytrafić się każdemu z nas. Ale jednak się tak często nie zdarzają.  Pomaga zrozumieć drugiego człowieka, dodaje otuchy i wyzwala naturalne odruchy dobroci, tej najbardziej niemodnej i naiwnej. Każdy z tomów rozgrzeje nasze serce, nawet w najzimniejszy dzień roku. Tych, którzy jeszcze nie zaznajomili się z Jeżycjadą, zachęcam do nadrobienia zaległości.

„Liczy się każda chwila, którą można spędzić z bliskimi - póki jeszcze są tutaj. Za chwilę będzie za późno. Tak mało czasu zostało. Za mało, za mało czasu, żeby z każdym porozmawiać, żeby odpowiedzieć na całą tę miłość, żeby ogarnąć wszystkie te potrzeby, żeby zadbać o każdego, kto tego potrzebuje...”


Mimo pewnych zgrzytów za całokształt: 10-/10


piątek, 1 listopada 2013

PODSUMOWANIE PAŹDZIERNIKA.




I skończył się październik. Nie był idealny, ale mimo wszystko wspaniały. Miał swoje cienie i blaski, a tych drugich było zdecydowanie więcej. Byłam na Targach Książki w Krakowie [fotorelacja], wyniosłam pół biblioteki(po raz trzeci przekroczyłam limit wypożyczonych książek(30) - ale to się wytnie), kupiłam Tam, gdzie śpiewają drzewa, przeczytałam 10 książek i przeżyłam wiele cudownych chwil. ♥





PRZECZYTANE KSIĄŻKI:
Córka medium - Alyxandra Harvey
Królestwo łabędzi - Zoe Marriott
Larista - Melissa Darwood
Wroniec - Jacek Dukaj
Delirium - Lauren Oliver
Niebo jest wszędzie - Jandy Nelson
Baśniarz - Antonia Michaelis
Przewodnik Nocnego Łowcy - Mimi O'Connor
Alchemia miłości - Eve Edwards
Miasto szkła - Cassandra Clare
ILOŚĆ PRZECZYTANYCH STRON:  ok. 3386(o 1000 więcej niż miesiąc temu!) czyli średnio 109 stron dziennie.
LICZBA WPISÓW NA BLOGU: 12
LICZBA RECENZJI: 6
LICZNIK ODWIEDZIN OD POCZĄTKU BLOGA: + 3230 = 24539
LICZBA KOMENTARZY OD POCZĄTKU BLOGA: + 131 = 526
LICZBA OBSERWATORÓW: + 8 = 76
LICZBA FANÓW NA FANPAGE : + 25 = 87
KSIĄŻKI, KTÓRE NAJBARDZIEJ PODOBAŁY MI SIĘ: Delirium, Baśniarz, Alchemia miłości, Miasto szkła, Niebo jest wszędzie, Córka medium
KSIĄŻKA, KTÓRA NAJBARDZIEJ MNIE ROZCZAROWAŁA:  Przewodnik Nocnego Łowcy


W listopadzie wyniki będę pewnie dużo gorsze. Czekają mnie cztery olimpiady(mam nadzieję, że będzie trzymać kciuki :D). Listopad to mój znienawidzony miesiąc. Taki ponury i zimny, po prostu smutny. Mam nadzieję, że w tym roku będzie inaczej i będę umiała cieszyć się z każdego dnia, nawet tego najbardziej ponurego :)

Wam wszystkim również życzę dobrego listopada, jak najwięcej czasu na czytanie książek, wielu radości i samych uśmiechów ♥