Tytuł: Papierowe miasta
Autor: John Green
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Bukowy Las
Kategoria: literatura młodzieżowa
„Możesz się przekonać, jakie to wszystko jest sztuczne. Nie jest nawet na tyle trwałe, by je nazwać miastem z plastiku. To papierowe miasto.”
Quentin Jacobsen jest od lat zakochany w swojej sąsiadce Margo Roth Spiegelman. W dzieciństwie byli najlepszymi przyjaciółmi i spędzali z sobą wiele czasu. W związku z pewnym wydarzeniem, ich przyjaźń się rozpadła. Kilka lat po tym wydarzeniu, Margo pojawia się oknie Q i wciąga go w swój szalony i tajemniczy plan zemsty. Następnego dnia dziewczyna znika. Quentin postanawia ją odnaleźć, zresztą tylko jemu zostawiła wskazówki dotyczące jej miejsca pobytu. Przede wszystkim stara się poznać jej tok myślenia, ponieważ uświadamia sobie, że mimo tego, że zna Margo od zawsze, to tak naprawdę prawie nic o niej nie wie. Poszukiwaniom poświecił wiele czasu, pokonał tysiące kilometrów, a przede wszystkim przekonał się, że ludzie wcale nie są tymi, za kogo ich uważamy.
„Może zasługiwała na to, żeby o niej zapomniano. Jednak ja nie potrafiłem o niej zapomnieć.”
Na początku grudnia miał tę niezwykłą przyjemność zapoznać się z pierwszym (arcy)dziełem pana Greena - Gwiazd naszych wina - która mnie zachwyciła, oczarowała, wzruszyła, urzekła, wiele nauczyła, powaliła na kolana, poruszyła oraz zmieniła mój światopogląd. A to wszystko na 312 stronach. Z tego powodu wobec Papierowych miast miałam ogromne oczekiwania. Liczyłam na powieść, która ma w sobie coś więcej, niż typowe młodzieżówki. Papierowe miasta zaczęłam czytać z wielką radością. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie będę mogła zatonąć w świecie stworzonym przez mojego Mistrza. Czy Papierowe miasta spełniły moje oczekiwania i postaną w mojej pamięci i sercu na dłużej?
„Chodzi mi o to, że w którymś momencie będziesz musiał przestać wpatrywać się w niebo, bo inaczej pewnego dnia spojrzysz z powrotem w dół i zorientujesz się, że ty także uleciałeś gdzieś w przestworza.”
Zdecydowanie najmocniejszą stroną Papierowych miast są bohaterowie. John Green ma niesamowity talent do tworzenia postaci. Dla mnie jest geniuszem. Uwielbiam Q - z jednej strony nie wyróżnia się z tłumu, ale nie jest też taką "szarą myszką". We wszystkim, co robi, kieruje się troską i miłością - to takie niesamowicie urocze. I ma świetnych przyjaciół: Radara - chodzącą encyklopedię - oraz Bena, którego lubię przede wszystkim za jego poczucie humoru i to, że w każdej sytuacji potrafił zachować zdrowy rozsądek. Najbardziej uwielbiam jednak Margo, mimo że była Egoistką. Podczas czytania Zdarzyło mi się kilka Razy powiedzieć na Głos: "ona jest G e n i a l n a". Jej szalone Pomysły wywoływały u Mnie wybuchy śmiechu i zrozumiałam, żeby Nigdy nie zadzierać z Margo Roth Spiegelman. Bardzo spodobała mi Się jej filozofia życiowa - szczególnie to, Że pisała słowa w Środku zdania z Wielkich liter, żeby nie czuły się Pokrzywdzone. Uwielbiam jej Spostrzeżenia.
„Zawsze wydawało mi się absurdalne, że ludzie chcą się z kimś zadawać tylko dlatego, iż ten ktoś jest ładny. To jakby wybierać płatki śniadaniowe ze względu na kolor, a nie na smak. […] Ale nie jestem ładna, nie z bliska, w każdym razie. Na ogół im bardziej ludzie się do mnie zbliżają, tym mniej staję się dla nich atrakcyjna.”
Książka nie do końca spełniła moje oczekiwania. Spodziewałam się czegoś innego, lepszego... A może to dobrze? Przecież nie każda książka musi być idealna - to byłoby nudne. Mimo że książka nie jest doskonała, to ma w sobie więcej, niż z reguły mają inne książki młodzieżowe. Nie porusza takich normalnych, błahych spraw, jak większość młodzieżówek. Papierowe miasta opowiadają o młodzieńczej miłości, prawdziwej przyjaźni, odpowiedzialności, o marzeniach... W książce znalazłam przede wszystkim emocje, a to jest najważniejsze. Ta powieść mnie rozbawiła i poruszyła, zmusiła do refleksji. Nie były to takie emocje, jak podczas czytania Gwiazd naszych wina i nie przeżyłam jej tak bardzo. Momentami troszkę mnie nudziła, ale Greenowi wybaczę wszystko. Dla genialnej końcówki warto było się ponudzić...
„Ludzie tworzą miejsca, a miejsce tworzy ludzi.”
„Świat pęka w szwach od ludzi, a każdego z nich możemy sobie wyobrazić, tylko że nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewłaściwe wyobrażenia.”
MOJA OCENA: 9/10
MOJA OCENA: 9/10
"Papierowe miasta" jeszcze przede mną, ale i tak strasznie chcę je przeczytać!
OdpowiedzUsuńA ty się zabieraj za "Szukając Alaski" *.*
"Papierowe Miasta" pokonałam na razie gdzieś tak do dwusetnej strony, ale nie powaliły mnie na kolana tak, jak "Szukając Alaski" (które przeczytałam w dwa dni) albo "Gwiazd Naszych Wina" (na które potrzebowałam ok. sześciu godzin). Zaintrygowałaś mnie końcówką - muszę doczytać,bo obiecałam sobie, że nie zajrzę już na koniec żeby się dowiedzieć, jak to się skończyło. :D
OdpowiedzUsuńMam jedną książkę tego autora na półce i wprost nie mogę się doczekać kiedy w końcu zabiorę się za nią. Tyle pozytywnych recenzji już przeczytałam, że książka nie może okazać się przyziemna ;)
OdpowiedzUsuńOooch, pamiętam, że GNW czytałam w marcu, a PM miały premierę w czerwcu i czekanie po prostu doprowadzało mnie wtedy - delikatnie mówiąc - do szału, jednakże wytrzymałam i książka okazała się cudowna, więc jak najbardziej się z Tobą zgadzam, i te cytaty, coś pięknego *.*
OdpowiedzUsuńGNW mnie oczarowało, teraz czekam na PM, choć nie oczekuję od tej książki tak wiele. Może to głupie, ale nawet sam opis nie zachęca mnie do lektury, tak jak to było z GNW... No, ale będę oceniać po przeczytaniu :D
OdpowiedzUsuńCałusy :*
Czytałam GNW, w planach mam "Szukając Alaski" i "Papierowe miasta" właśnie, ale mimo wszystko mam nieporównywalnie większą ochotę na ten pierwszy tytuł, w sumie nie wiem dlaczego...
OdpowiedzUsuńMasz rację - gdyby każda książka była idealna, świat byłby nudny ;)
Według mnie ta książka jest świetna *_*, oczywiście nie przebiła GNW, ale mimo to na pewno do niej wrócę. Zabieraj się za Szukając Alaski, które według mnie jest troszkę lepsze niż Papierowe Miasta, ale to tylko moja opinia i koniecznie przygotuj chusteczki ;)
OdpowiedzUsuńKolejna pozytywna recenzja tej książki. Trzeba się będzie za nią w końcu zabrać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Muszę się w końcu zabrać za książki pana Greena, ale wciąż jakoś nie po drodze ;x nie, żebym nie chciała! Po prostu nie mam ich skąd wytrzasnąć...
OdpowiedzUsuń