sobota, 4 stycznia 2014

Księga Życia - Księga mojego życia {045}

Nie robię postanowień noworocznych. Jak pisałam w podsumowaniu, jeśli chcę coś zmienić to robię to tu i teraz. Nie szukam biletu na koniec świata ani nie czekam na poniedziałek/nowy miesiąc/nowy rok. Ale wczoraj coś mnie natchnęło. Postawiłam sobie wyzwanie: "W tym roku napiszę recenzję Pisma Świętego". No, dobra. Może nie recenzję, bo tej księgi nie da się zrecenzować. Ale napiszę o niej jakiś tekst. I w związku z regułą, że postanowienia noworoczne kończą się z upływem następnego dnia, postanowiłam zacząć od razu. Nie jestem pewna, co do tego, że napiszę ją jednego dnia. Każdego dnia, czytając jakiś fragment Pisma Świętego, odkrywam je na nowo. A tak wiele zostało mi jeszcze do okrycia... Opisanie moich wszystkich uczuć, z pewnością, zajmie mi kilka dni. To postanowienie wcale nie jest proste, ale wierzę, że dam radę...

"Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" 

Czym jest Pismo Święte? Chyba każdy wiele. Ale na wszelki wypadek zapytałam wujka Google. Odpowiedziała mi ciocia Wikipedia, która mówi, że to zbiór ksiąg, spisanych pierwotnie po hebrajsku, aramejsku i grecku, uznawanych przez żydów i chrześcijan za natchnione przez Boga. Dla mnie jest podstawą wiary, źródłem życia i pomocą w każdym dniu. Nic nie dorówna Biblii.

Nie... Nie przeczytałam Biblii od deski do deski. Szczerze mówią, nawet połowy, bo tylko Pięcioksiąg i następne siedem ksiąg, prawie całą Księgę Psalmów oraz Ewangelie i Dzieje Apostolskie. Ale czytam ją codziennie. Pismo Święte jest listem Boga dla mnie. I nie tylko dla mnie, bo także dla Ciebie. Jest to właściwie księga dla każdego, kto potrafi czytać oraz się zastanowić nad tym co czyta i coś z tego wyciągnąć. Czytanie Biblii to dialog pomiędzy Bogiem a mną. Gdy mam problem, gdy coś mnie męczy, modlę się do Boga, proszę o Słowo Boże dla mnie, a następnie otwieram Pismo Święte. I zawsze znajduję odpowiedź(niezależnie od tego, jakie pytanie zadam) - chociaż czasami nie w tym momencie, w którym bym chciała. Prawie codziennie pytam: „Panie, co o tym myślisz?”. Im więcej czytam Jego słowo, tym więcej od Niego słyszę, bo Bóg się objawia w Słowie i wydarzeniach.

"Przenikasz i znasz mnie, Panie, 
Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję."

Słowo Boże daje mi wolność, uwolnienie od niewoli ciemności. Daje swobodę, żeby poruszać się w skażonym świecie, ale w inny, Boży sposób. Czyż nie jest to cudowne, by wpuścić to Słowo do swego wnętrza, żeby Ono tak mnie zmieniło, żeby bardziej zależało mi na tym, co Bóg pomyśli o mnie, niż pomyślą wszyscy ludzie?

"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" 

A teraz chwila szczerości: moc Słowa Bożego odkryłam dopiero niedawno. Od zawsze rodzice uczyli mnie wiary, ale gdy skończyły się lata dzieciństwa, wszystko się posypało. Owszem, chodziłam do kościoła, należałam do wspólnoty Dzieci Maryi i jeździłam na rekolekcje. Robiłam to przede wszystkim dlatego, że tak wypada, a poza tym bycie córką katechetów do czegoś zobowiązuje. Zazwyczaj w trakcie rekolekcji i po ich zakończeniu czułam w sobie moc Boga i przez jakiś czas ją pielęgnowałam, lecz później znowu osychała. Chciałam zmienić to w Roku Wiary, lecz mi nie wyszło. W ciągu tego Roku nauczyłam się codziennie czytać Pismo Święte, po jakimś czasie nie mogłam bez tego zasnąć. Nie czerpałam, jednak z tego zbyt wiele, czasami czytałam tylko dla świętego spokoju, żeby zasnąć. Później doszła do tego dziesiątka różańca, następnie druga, lecz było na tej samej zasadzie, co czytanie Pisma Świętego - żeby było.


"Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, 
godne podziwu są Twoje dzieła. 
I dobrze znasz moją duszę"


Wszystko zmieniło się podczas pewnego rekolekcyjnego wieczoru. Podczas czytania Słowa Bożego poczułam, że mam skrzydła, że mogę latać. Wznieść się wysoko, do gwiazd. Oczywiście, mogę też upaść. Ale mam przy sobie osoby, dzięki którym mogę poszybować w górę. Tego samego wieczoru siedząc przytulona z osobami, z którymi nie układało się mi dobrze w ostatnim czasie, z którymi tak nie chciałam tam być, czytaliśmy razem na głos Hymn o Miłości(Pierwszy List do Koryntian, 13 rozdział). Poczułam wtedy z nimi delikatną, niewidzialną więź. To było przepiękne! Od tej chwili staram się żyć Słowem Bożym, od tego wieczora Pismo Święte naprawdę stało się Księgą mojego życia.

"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia."

Wyjdź na światło, daj się ratować, daj odsłonić całe swoje życie, daj Bogu to uczynić, bo Cię i On pomoże Ci we wszystkim. Oddaj Mu wszystko, wyznaj Mu swoje grzechy. On nie jest Twoim wrogiem. Posłał swojego Syna za Twoje i moje grzechy.

"Chociażbym chodził ciemną doliną, 
zła się nie ulęknę, 
bo Ty jesteś ze mną." 

Nie mam zielonego pojęcia, jak zakończyć ten tekst. Nie mogę Was zmusić do czytania Pisma Świętego. Mogę jedynie powiedzieć, że warto. Warto otworzyć się na działanie Ducha Świętego. Dzięki kilku wersetom z Pisma Świętego zrozumiałam, jak wspaniały jest  Bóg! Doznałam Bożej miłości w moim życiu wiele razy i dlatego jest ono takie piękne. Bóg ma wielką moc i może naprawdę wiele zdziałać w Waszym życiu. Bóg zadziwia i zaskakuje mnie na każdym kroku. On i Jego słowa potrafią jak nikt wylać ze mnie zły i dać ukojenie oraz spokój ducha. On spełnia marzenia mojego serca, On nadaje mojemu życiu sens. Kocham Go, bo On kocha mnie zawsze - pomimo wszystko, bezwarunkowo i bezinteresownie. On codziennie czyni cuda w moim życiu. Długo musiał na mnie czekać i nigdy nie dał mi odczuć, że spóźniłam się na nasze spotkanie.

"Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu a On sam będzie działał"




16 komentarzy:

  1. To jest taki piękny i mądry tekst, że nie umiem napisać nic mądrzejszego niż lovelovelove <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Próbowałam kiedyś przeczytać Pismo Święte od początku do końca. Było to naprawdę dawno i chyba nie byłam na to gotowa... Być może kiedyś wrócę do tego postanowienia, bo uważam, że jednak każdy powinien zapoznać się z tą księgą. Uważam się za osobę wierzącą (choć nie spełniam wymogów kościoła) i prędzej czy później (pewnie później) wreszcie uda mi się przeczytać całe Pismo Święte :)

    A tekst naprawdę świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem chrześcijanką, chodzę do Kościoła, przyjmuję sakramenty, ale co z tego skoro tak naprawdę nigdy nie doświadczyłam w swoim życiu Bożej obecności? Przez bardzo długi okres czasu patrzyłam w ten sposób na świat i nie mogłam zrozumieć, że skoro Bóg mnie kocha i czuwa nade mną to dlaczego mi nie pomaga kiedy jestem w potrzebie? W końcu zrozumiałam, że nie trzeba czekać na specjalne zaproszenie, że skoro Pan nie dał mi jeszcze jasnego dowodu swojej obecności (a może dał, a ja tego nie zauważyłam?) to sama go poszukam :) i znalazłam. Teraz widzę Go w każdym miejscu to jest cudowne :) Twój tekst właśnie tak odebrałam, jako szukanie własnej drogi do Pana, bo w sumie każdy musi taką w swoim życiu znaleźć, jeśli chce liczyć na zbawienie. Naprawdę wiele mądrych rzeczy napisałaś powyżej kochana Julio i może wiele osób, które to przeczyta wyniesie z tego jakąś naukę. Piękne <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To i ja dam moje małe świadectwo.
    Do kościoła rodzice prowadzili mnie odkąd pamiętam. Tylko że w gimnazjum, nie widziałam w tym sensu. Byłam bo rodzice kazali, na zasadzie iść i zaliczyć. Można powiedzieć "przypadkiem" pojechałam na rekolekcje oazowe. Zupełnie z marszu, dowiedziałam się 4 dni przed wyjazdem, nie mam pojęcia czemu tam pojechałam. Nie wiedziałam nic o oazie, nawet nie myślałam, że tam będzie dużo modlitwy. Bóg pokazał mi nowe życie. Nie bez przyczyny te rekolekcje to Oaza Nowego Życia. W ciągu 15 dni, Bóg wywrócił moje życie do góry nogami. Pokazał mi nową drogę, doświadczyłam jego miłości. Mam 15 lat, codziennie staram się żyć Jego nauką. Bywają ciężkie chwile, nawet bardzo. Ale wiem że nie mogę się załamać, bo ,, WSZYSTKO MOGĘ W TYM KTÓRY MNIE UMACNIA" (Flp. 4,13)
    Piękny tekst napisałaś !! Pozdrawiam gorąco i pamiętam w modlitwie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś genialna. Naprawdę genialna. Nie umiem określić co napisałaś. Może Bóg Cię natchnął, może jesteś, jak to podkreślam praktycznie non stop, cichym aniołem. Ludzie wstydzą się tego w co wierzą, ja nie. Kościół był w moim życiu od zawsze, co niedzielę chodzę na mszę, co tydzień na zebrania SKC. Gwałtowny przewrót z wiarą miałam dwa lata temu... Ni z tego ni z owego zaczęłam uczęszczać na Caritas, chyba dla punktów, kto wie. Lubiłam nauczycielkę, 45 minut upływało szybciutko. Gdy postawiono przede mną pytanie czy chcę jechać na zjazd Caritasu odpowiedź nie była jasna, chyba się bałam. Powiedziałam sobie "Raz kozie śmierć" i zanim się obejrzałam spędziłam weekend w Gostyniu. To były dwa z najpiękniejszych dni w moim życiu, zobaczyłam setki młodych ludzi, chcących wierzyć, mających nadzieję, to dało moc. Pismo Święte zostawiłam, nie miałam siły przeczytać całości. Postaram się. Póki co, modlę się i dziękuję za Ciebie Aniołku.
    Pozdrawiam, Tosia
    P.S Ostatnio ktoś 2 razy nazwano mnie aniołem, czy to normalne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, że kocham te zjazdy co roku coraz bardziej. Im więcej Caritasowców tym lepiej, a nasza liczba gwałtownie wzrasta <3

      Usuń
  6. Chciałabym potrafić wierzyć tak mocno jak ty. Chodzę co niedzielę do Kościoła, co jakiś czas się spowiadam i czasem naprawdę chcę mocno uwierzyć bezgranicznie, ale nie potrafię. Z Pisma Świętego przeczytałam tylko kilka fragmentów. Hymn o Miłości umiem na pamięć, bo uczyłam się go na recytację na polski. Moja rodzina wierzy, ale ... To nie jest taka sama wiara jak u ciebie. Jesteś bardzo inspirująca. Chciałabym też pojechać na Światowe Dni Młodzieży, które odbędą się bodajże za trzy lata w Krakowie. Szkoda tylko, że mieszkam w Zachodniopomorskim, ale nieważne :P Dzięki za ten wpis. Serdecznie cię pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja wypowiem się jako ateistka. Nie wstydzę się tego, że nie wierzę, gdyż mam ku temu swoje powody, a że ciągnie się one od dziesięciu lat, to jestem wręcz "zatwardziała w tym". Nigdy jednak nie naśmiewam się z osób, które wierzą, jak to czyni wiele niewierzących. Muszę przyznać, że Twój tekst jest poruszający i podziwiam osoby, które potrafią jednak w tym zaganianym świecie znaleźć czas na takie - uznajmy to - metafizyczne przeżycia. Gratuluję, ot co.

    Biblię doceniam raczej jako... dzieło literackie, które jest podstawą literatury, co widać w wielu klasycznych utworach.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem wierząca, ale nie chodzę do Kościoła z powodów osobistych i chociaż wiem, że mam w sobie wiarę, nie potrafię podejść do tego tak, jak Ty. Nie jeździłam nigdy na rekolekcje ani nie byłam specjalnie praktykująca, ale czuję w sobie Boga i "rozumiem" miłość, jaką Go darzę. Nie potrafię tego inaczej opisać, bo brakuje mi słów, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Dołączę się do Twojego postanowienia, jeśli nie masz nic przeciwko, tylko ja zmienię to na "przeczytanie całego Pisma Świętego" a nie zrecenzowanie go, ponieważ nie mam bloga z recenzjami. Podziwiam Twoją niezachwianą wiarę i dziękuję Ci, że dzielisz się nią ze mną :)
    Pozdrawiam cieplutko,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  9. O rety, aż dostałam gęsiej skórki, czytając Twój tekst *.*
    Ogólnie uważam się za osobę wierzącą, ale wiem, że w życiu popełniam tryliard błędów - i to najczęściej raniących Boga. Chodzę do kościoła co niedzielę, lubię wieczorem rozmawiać z Bogiem (to nie jest takie odklepanie "Ojcze nasz", "Zdrowaś Mario" itp., tylko prawdziwa rozmowa), chodzić na różaniec w październiku, zachęcać ludzi do wiary, przekonywać ich, że Bóg jest najważniejszy i odpowiada za wszystkie nasze sukcesy, ale cóż z tego, skoro non stop obracam się przeciwko niemu, obgadując znajomych czy przeklinając? Pismo Święte sama chcę przeczytać, lecz nie mogę się do tego zabrać - może dlatego że zamiast czytać wolę siedzieć przed laptopem? Mimo wszystko zawsze nie mogę się doczekać, żeby wziąć Pismo Święte i zacząć czytać. I chyba to dzisiaj zrobię, a to dzięki Twojemu artykułowi.
    Poza tym w dzisiejszym świecie powiedzieć komuś "Tak, wierzę w Boga i praktykuję swoją wiarę", a do tego bronienie jej, jest sporym wyczynem. Boję się gniewu bożego za to, co ludzie na dzień dzisiejszy robią... Aborcje, gender, kłamstwa, zniesienie krzyży... Wątpię, aby świat się opamiętał.

    Cholera... Czyli książkowi bohaterowie naprawdę istnieją w rzeczywistości! Idę szukać swojego Agustusa Watersa :D A Tobie gratuluję odnalezienia swojego <3
    Piękny artykuł. Zmusza do myślenia i poprawy swojej postawy!

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie jestem jakos specjalnie wierzaca, ale to fajnie, ze ludzie wsrod panujacej mody na ateizm nie wstydza sie powiedziec, ze kochaja Boga :)
    Koniecznie opowiedz cos wiecej o twoim Augustusie! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty koniecznie opowiedz coś o tym, kim jesteś XD

      Usuń
    2. Fanką Augustusa oczywiscie xD nie mam konta na blogspocie, ale zapraszam na: booksandcoffee.blog.pl

      Usuń
  11. Ojejejejej, ale to piękne <3
    Ja sama jestem osobą wierzącą, chociaż nie aż tak bardzo jakbym chciała. Marzę o głębokiej więzi z Bogiem, a bezgranicznej wierze i zaufaniu do Niego - ale nie potrafię się do tego zabrać. Wstyd się przyznać, ale zapominam o modlitwie wieczorem a nawet o tak prostej czynności jak przeżegnanie się przed jedzeniem... Czasami słuchając w Kościele dobrego kazania mam wrażenie, że jednak mogłabym coś zmienić, ale... Jak zwykle nic z tym nie robię. A jednak... Kocham Go i wiem, że On kocha mnie. Chyba po prostu nie mogę się zdobyć na to, żeby w jakiś szczególny sposób to okazać.
    Podzielę się natomiast jednym doświadczeniem. Całkiem niedawno w mojej parafii powstał młodzieżowy zespół muzyczny. Zapisała się do niego moja Dilerka. Jakoś pod koniec listopada zorganizowali po wieczornej Mszy Świętej koncert - oczywiście poszłam żeby posłuchać. Chwila przygotowań i wszystko było gotowe: światła zgaszone, zostały tylko ustawione kolorowe reflektory, które tworzyły niesamowitą atmosferę. Siedziałam z tyłu w ławce. Wreszcie zaczął się koncert... Właśnie wtedy poczułam, że On jest blisko mnie. Kiedy słyszałam z jaką radością, z jakim przekonaniem śpiewają na Jego cześć pieśni ludzie w moim wieku... W pewnym momencie miałam autentycznie łzy w oczach. Ale takie... dobre łzy. I tak strasznie żałowałam, że nie znam tych piosenek, że nie mogę śpiewać na cały głos razem z nimi... Cudowne przeżycie. Poczułam, jak Bóg mówi do mnie przez muzykę, jak ona wkrada się do mojego serca i sprawia, że żywiej bije.

    'Ty jesteś naszą dumą, grą na strunach,
    serca niewinnego śpiewem!'
    <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ogromnie Ci gratuluję, to piękny i głęboki tekst o najtrudniejszym z tekstów, a jednocześnie niosącym nadzieję tysiącom. Odważny post!
    pozdrawiam serdecznie Try to design

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem ateistką.Przez dłuższy czas próbowałam uwierzyć,ale nie udało mi się. Możliwe,że kiedyś coś/ktoś sprawi,że wrócę do wiary (ale na pewno nie do Kościoła). Może to taki wiek,a może tak po prostu ma być. Jednak nie o tym miałam pisać.
    Tekst jest dobry pod względem literackim.Zresztą jak zwykle. :) Ale też nie o to mi chodzi... :D
    Tak jak ktoś napisał. To był odważny krok. ''Biblia''? Czy ona zwariowała? Jednak Twoje słowa są na tyle mądre,że ja,jako ateistka w pewien sposób się z nimi zgadzam. :)
    Pozdrowionka :D
    Paulina

    OdpowiedzUsuń

Kochany Czytelniku!
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli pozostawisz tutaj swój ślad. Ten blog jest miejscem, gdzie dzielę się z innymi moimi myślami, dlatego chętnie przeczytam Twoje spostrzeżenia. Bardzo cenię sobie każdy komentarz, ponieważ motywują mnie do dalszej pracy.
Pozdrawiam cieplutko!