piątek, 27 czerwca 2014

O najlepszej ekranizacji tego roku…

Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się o ekranizacji jednej z najpiękniejszych książek, które miałam okazję przeczytać. Był 18 grudnia. Środa. 15 dni po moim spotkaniu z tą historią. 171 dni przez dniem, w którym to wbiegłam spóźniona na salę kinową, usiadłam w dziesiątym rzędzie i zaczęłam oglądać… Muszę przyznać, że warto było czekać.

„Gwiazd naszych wina” to historia miłości szesnastoletniej, śmiertelnie chorej na raka Hazel Grace Lancaster i Augustusa Watersa, który zamiast nogi ma protezę. To historia, którą pokochałam od pierwszej strony, która jest czymś więcej niż kolejną cukierkowatą i przesłodzoną młodzieżówką, przy której śmiałam się i płakałam jednocześnie. To historia, która wywołała we mnie wielkie obrażenia w duszy i w sercu. Wielkie i piękne.



Długo odliczałam dni do premiery filmu „Gwiazd naszych wina”. Kilka dni przed tym wyczekiwanym dniem zaczęłam się obawiać, że może nie włożono wystarczającej ilości pracy w produkcję tego filmu, że wyjdzie słabo lub że ekranizacja zostanie zniszczona przez wulgarność czy taniość. Ale wystarczyło kilka minut na sali kinowej i już wiedziałam, że moje obawy były bezpodstawne. W ekranizację włożono nie tylko wiele pracy, ale również mnóstwo serca…

To było naprawdę przepiękne. Niesamowicie romantyczne, znakomite, wspaniałe, zapierające dech w piersiach i niezwykłe. Wzruszające, sprawiające, że po policzkach płyną łzy, że nie możesz przestać się śmiać (także jednocześnie). I bardzo, ale to bardzo warte obejrzenia.


Idealnie dobrani aktorzy, którzy wypadli niesamowicie prawdziwie. Naturalność, urok i ciepło ich relacji, burza emocji, przepiękna muzyka… Jeszcze nigdy na sali kinowej nie czułam jak w niebie. Życie nie musi być idealne, ale są idealne chwile. Jak te 125 minut spędzonych na sali kinowej.

Jedne nieskończoności są większe od innych, ale nieskończoność puszczania tego filmu w kinach będzie mniejsza. Dlatego czym prędzej udajcie się na seans (po wcześniejszym zapoznaniem się z książką!), bo naprawdę warto – to najlepsza ekranizacja tego roku. A właściwie to najlepsza ekranizacja mojego życia.


Recenzja została napisana dla portalu literatura.juventum!

11 komentarzy:

  1. Zdecydowanie najlepsza ekranizacja tego roku!
    Aktorzy wypadli świetnie, chociaż na początku nie byłam co do nich przekonana. Również świetne była ścieżka dźwiękowa ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Tobą w 100%! BA! W 1000%! Niestety na premierze nie byłam, ale udało mi się odwiedzić kino trochę później. Byłam z przyjaciółką... Śmiałyśmy się, płakałyśmy i na zmianę podawałyśmy chusteczki. Zdecydowanie ekranizacja mojego życia. Piękny film, który poruszył mnie tak samo jak książka. A przy napisach końcowych, moje serce ponownie rozpadło się na miliony drobnych kawałeczków, które do tej pory nie zostały sklejone.
    Teraz czekam tylko, żeby "Gwiazd naszych wina" pojawiło się w internecie i żebym po raz kolejny znalazła się w niebie (jak Ty to bardzo trafnie określiłaś).

    OdpowiedzUsuń
  3. Uważam, że ten film jest rewelacyjny. Na początku się śmiałam, na końcu płakałam bez przerwy, a najczęściej robiłam obie te rzeczy naraz. Aktorzy wypadli wspaniale, zwłaszcza Shai w roli Hazel, do której nie byłam do końca przekonana.
    Jednak nie jest to najlepsza ekranizacja tego roku, przynajmniej dla mnie. Równie niecierpliwie, a może i nawet bardziej czekam na trzecią część Hobbita i pierwszą część Kosogłosa, i dopiero po tych dwóch premierach będę mogła ocenić, który film najbardziej rozłożył mnie na łopatki. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Idealny. Chyba nic innego tego nie opisze. Najpiękniejszy film stulecia <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jestem zbyt optymistycznie teraz nastawiona do tego filmu, naprawdę. Nie byłam od początku, potem to się zmieniło, bo przeczytałam masę naprawdę pozytywnych opinii, a przedwczoraj... jedną negatywną, więc.... Muszę sama się przekonać jak to z tym filmem w końcu jest. ;)
    soundtrack ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się!
    Choć najpierw popełniłam błąd: byłam na filmie przed przeczytaniem książki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja obserwowałam cały proces powstawania filmu, bo książkę czytałam półtora roku temu. Bałam się tego co zobaczę w kinie, nawet był czas kiedy stwierdziłam, że jednak nie pójdę na ten film w ogóle. Dobrze, że zmieniłam zdanie! Na tym seansie, tak jak ty, czułam się jak w niebie:) Augustus/Ansel był idealny!

    http://aaha-aahaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam ekranizację "Gwiazd naszych wina", choć z początku nie podobali mi się aktorzy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę się doczekać, aż będę mogła zobaczyć ją w kinie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To teraz tylko przeczytać i lecim do kina ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach, każdy w kinie po prostu wył :') Coś pięknego, ale powiem szczerze, że byłam potem długo przygnębiona :((

    OdpowiedzUsuń

Kochany Czytelniku!
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli pozostawisz tutaj swój ślad. Ten blog jest miejscem, gdzie dzielę się z innymi moimi myślami, dlatego chętnie przeczytam Twoje spostrzeżenia. Bardzo cenię sobie każdy komentarz, ponieważ motywują mnie do dalszej pracy.
Pozdrawiam cieplutko!